Dzisiaj mamy niemały powód do świętowania, bo dokładnie 10 lat temu – 24 września 2013 roku FCI oficjalnie nadała nam przydomek hodowlany Chartbeat. W weekend, tydzień wcześniej, obchodziłam natomiast czterdzieste urodziny, więc ostatnie dni to dla mnie czas intensywnych podsumowań i wyznaczania nowych celów na kolejne lata. Zmiana z trójki na czwórkę z przodu nie zdołowała mnie, a wręcz przeciwnie – dostałam dodatkowy power i wkraczam w kolejny etap życia (również tego hodowlanego) ze spokojem i nowymi pomysłami.
Stworzyliśmy przez te ostatnie 10 lat wspaniałą charcią rodzinkę i wiemy, że nasze Chartbeat’owe maluchy na co dzień sprawiają swoim opiekunom ogrom radochy – to jest najwyższa wartość. Nazwa naszej hodowli mówi w sumie wszystko o naszym podejściu – 10 lat temu wymyśliliśmy grę słów, opierającą się na angielskim słowie heartbeat – czyli bicie serca, a heart (serce) zostało zamienione na słowo Chart – bo fonetycznie brzmi tak samo, a to właśnie dla chartów biją nasze serca.
Przez charciki tak dużo się przez ten czas w naszych życiach wydarzyło i zmieniło (prace, samochody, domy, ludzie), że chyba nie sposób byłoby to podsumować, a ten tekst musiałby mieć ze 30 stron. Jedno wiemy na pewno – jesteśmy we właściwym miejscu i niczego nie żałujemy. Każde bowiem, nawet najmniejsze potknięcie, było niesamowitą nauką, z której byliśmy w stanie wyciągnąć wnioski. Dlatego tę mijającą właśnie dekadę podsumowujemy w liczbach, trochę na śmiesznie, a trochę na zasadzie ciekawostek.

Jesteśmy hodowlą charcików włoskich z pierwszymi w historii polskiej kynologii tytułami Interchampionów Wyścigowych w tej rasie, tytułami Krajowych Championów Wyścigów Chartów i Certyfikatami Użytkowości WCC. Nasze psy jako pierwsze biegały w stawkach, na zagranicznych parkurach i jako pierwsze charciki włoskie z Polski brały udział w Coursingowych Mistrzostwach Europy. W 2018 roku mieliśmy już 7 psów z licencjami coursingowymi. Od wielu lat brakuje nam już czasu na te aktywności, ale już niedługo mamy nadzieję wrócić na parkury i zamieszać trochę w charcikowych stawkach.

W naszym domu mieszka 17 charcików włoskich z przydomkiem Chartbeat. W 2015 roku została z nami pierwsza Chartbeat’owa suczka, a w 2016 roku trzy (Taffy, Uma i Kurka). Potem mieliśmy sporą przerwę, bo kolejne dwa charciki zostały z nami dopiero w 2019 roku. Natomiast rekordowym rokiem pod względem ilości Chartbeat’ów, które zostawiliśmy do dalszej pracy hodowlanej jest aktualny rok, bo zdecydowaliśmy się na zatrzymanie czterech szczeniąt, w tym trzech pięknie rokujących samców.

24 razy kryliśmy nasze suczki reproduktorami z innych hodowli, w tym wyjeżdżaliśmy na krycia do Niemiec, Włoch i na Słowację, a w kraju korzystaliśmy z samców importowanych z Belgii, Ukrainy, Łotwy, Czech, Francji, Hiszpanii i Włoch. Reproduktorami z własnym przydomkiem pokryliśmy nasze suczki w sumie 14 razy. 6 razy powtórzyliśmy krycie tych samych par ze względu na wyjątkowo zadowalające rezultaty. Wszystkie krycia przez te lata były owocne i zawsze wszystko udawało się zgodnie z planem.

Tyle szczeniąt w naszej hodowli urodziła tylko jedna suczka. Fifi już od dawna jest na zasłużonej emeryturze, natomiast w swoich pięciu miotach, za każdym razem dawała nam szóstkę sklonowanych maluchów, a jeden z jej miotów to nasz hodowlany rekord, czyli 7 szczeniaków w miocie „K”. Fifi zawsze była krzepką i świetnie zorganizowaną, psią mamą, a jej maleństwa zawsze były perfekcyjnie odchowane.

Przez ostatnie 10 lat na świat przyszło u nas na świat w sumie 38 miotów tylko jednej rasy – charcik włoski. Urodziło się 68 samców i 59 suczek. Najstarsze z nich – dzisiaj już ośmioletnie charciki są psami nadal bardzo aktywnymi i żyją w dobrym zdrowiu. Większość naszych szczeniąt mieszka w okolicach Warszawy, a na drugim miejscu jest Kraków. I choć przez wiele lat niechętnie wysyłaliśmy nasze maluchy za granicę, to Chartbeat’y mieszkają również w Czechach, Niemczech, Szwajcarii, Holandii, Danii, Szwecji i Finlandii.

Tyle przeróżnych tytułów noszą nasze psy. Zawsze powtarzamy, że nie jesteśmy fanami wystaw, którym ze względu na bliższe i dalsze znajomości w kynologicznym świecie, czasami daleko do obiektywnych i sprawiedliwych konkursów. Znacznie bardziej cieszą nas tytuły wybiegane przez nasze psy, a już najbardziej te, które są połączeniem oceny piękna psa w ringu i jego pracy na parkourze: SK B&P-W 2014 – Słowacki Zwycięzca Piękno i Praca 2014, HU B&P-W 2017 – Węgierski Zwycięzca Piękno i Praca 2017, S&L Greppin 2018 – Zwycięzca Piękno i Praca Greppin 2018.

To liczba szarych Chartbeat’ów, które urodziły się w naszym domu i jest to zarazem największa liczba charcików w tym umaszczeniu. Do tego na świat przyszło 30 izabelowatych szczeniąt, 24 kremowe i 18 czarnych psów. To pokazuje jakie umaszczenia najczęściej rodzą się w naszej hodowli, choć jest to obarczone pewnym błędem statystycznym. Najwięcej izabelków dała nam bowiem wspomniana wyżej Fifi, która nie jest już suką hodowlaną, natomiast czarnych szczeniąt jest najmniej, bo to umaszczenie zaczęliśmy świadomie hodować stosunkowo późno mimo, że pierwsze czarne suczki urodziły się już w naszym czwartym miocie. Dzisiaj zresztą zaczynają stanowić trzon naszej hodowli.

Ojcem tylu charcich dzieciaków jest nasz pierwszy, ukochany reproduktor Coco. Kolejne zresztą w drodze. Z wielką ostrożnością zgadzamy się na krycia naszymi samcami na zewnątrz. U nas Coco krył 12, a w innych hodowlach 8 razy. Znakomita większość jego dzieci nie jest przeznaczona do dalszej hodowli, dzięki czemu mamy kontrolę nad genami, które od nas wyszły. Coco ma 3,5 roku – to piękny, zdrowy pies o doskonałym temperamencie, dający nam bardzo przewidywalne szczenięta. Zawsze z radością wykorzystujemy go w hodowli i wykorzystywać nadal będziemy.

Nasze pierwsze szczenię – suczka Chartbeat Rhumba with Rabbit urodziła się 31 Stycznia 2015 roku o godzinie 11:00 i jest jednym ze 127 urodzonych u nas, psich dzieciaków. Oczywiście hodowla to nie tylko same radości, ale także bardzo, bardzo trudne i smutne momenty – w sumie przez te dziesięć lat straciliśmy szóstkę osesków, które z różnych przyczyn urodziły się martwe, bądź nie przeżyły krytycznych, pierwszych dni życia.

Tylu osób – potencjalnych opiekunów przewinęło się przez nasz dom od naszego pierwszego miotu. Większość z tych spotkań odbyła się podwójne – spotkanie zapoznawcze i odbiór malucha. Niektórzy później wracali po drugiego psa, albo po prostu nas odwiedzali – dwa, trzy, pięć, a nawet dziesięć razy, więc tych spotkań były de facto setki.

Co najmniej tyle na koncie mamy wystaw, courisngów, wyścigów torowych, czy treningów – z grubsza, wydarzeń kynologicznych w których wzięliśmy udział. Z naszymi psami byliśmy na wystawach, bądź zawodach w Danii, Niemczech, Francji, Austrii, Szwajcarii, Czechach, we Włoszech, na Słowacji, Węgrzech i Litwie. Koszty tych wypraw są niepoliczalne, ale na pewno ogromne.

Tyle ważyło największe urodzone u nas szczenię – piesek Chartbeat Cayenne Lollipop. Na drugim miejscu z wagą 310 gramów uplasowała się suczka Chartbeat Vicky Christina. To iście whippecie wagi urodzeniowe, choć tym charcikom do whippetów na szczęście daleko. Oba te charciki to dzieci naszej Fifi, która notorycznie zaskakiwała nas wagami urodzeniowymi swoich maluchów, jednocześnie rodząc je z niespotykaną łatwością. Najmniejszym urodzonym charcikiem był braciszek Krokieta w miocie B – urodził się z wagą 90 g i rozległym rozszczepem podniebienia. Niestety mimo podjętej walki, nie zdołaliśmy mu pomóc. Kolejnym, najmniejszym maluchem była suczka Chartbeat Good Day Sunshine z wagą 140 g.

Tyle pojawiło się przez te wszystkie lata wpisów na naszej stronie – w tym ponad 80 artykułów. Strona charcikiwloskie.pl to nasze „dziecko”, postawione samodzielnie, w całości przez nas samych. Od wielu lat staramy się prowadzić ją na bieżąco, dzielić się informacjami z naszego psiego życia i edukować przyszłych i obecnych właścicieli naszych szczeniąt. Byliśmy pierwszą hodowlą charcików włoskich w Polsce, która postawiła swojego bloga i który do dzisiaj jest najbardziej aktywną stroną traktującą o rasie.

Tysiące kilogramów karmy… Przez ostatnie 10 lat szacunkowo nasze psy i szczenięta pochłonęły 4 tony jedzenia. Zawsze staraliśmy się dla nich wybierać dietę z najwyższej półki. Staraliśmy się też obliczyć (wiedząc jak liczne grono interesuje się tego typu zagadnieniami) ile 💩 zrobiły nasze psy przez 10 lat. Jest to jednak wyjątkowo trudne zadanie. Po pierwsze dlatego, że nie każdą kupę jesteśmy w stanie zebrać, po drugie, przez ten okres, psów przybywało w różnym tempie. Szacujemy jednak, że tej zebranej mogło być jakieś 2 tony.

Mniej więcej tylu unikalnych użytkowników co roku odwiedza naszą stronę charcikiwloskie.pl – jednym z najlepiej i najchętniej czytanych artykułów okazał się ten o puppy jodze. A od początku istnienia strony artykuł o tym, jaki jest charcik włoski. Strona każdego miesiąca notuje natomiast średnio 9-10 tys. wyświetleń, a odwiedzający spędzają na niej średnio 3 minuty.

Jestem już mistrzynią obcinania pazurków, których przez ponad 11 lat życia z charcikami obcięłam około 200 tysięcy – wliczając w to również szczenięta. Szkoda, że nie ma w tej dziedzinie jakiś Mistrzostw Świata, ale możliwe, że kiedyś trafimy do Księgi Rekordów Guinnessa ☺︎
Tworząc ten tekst, skorzystaliśmy oczywiście z pomocy opiekunów naszych charcików – zapytaliśmy, czy jest coś, co chcą wiedzieć. Więc na koniec zaspokajając ich ciekawość (już bez liczb) – nasze życie z charcikami to przede wszystkim nieprzerwane sprzątanie, dwie pralki które chodzą non stop, hurtowe ilości płynów i tabletek do prania. Tysiące zużytych przy szczeniakach podkładów, dziesiątki rozkopanych w ogrodzie dziur, tysiące kilometrów spacerów, setki wyjazdów do wetów, nieprzespanych nocy i stresów o zdrowie najukochańszych istotek. To absolutne uwiązanie psychiczne – nawet w Wigilię u rodziców człowiek non stop sprawdza nerwowo kamerki, czy w domu wszystko jest ok. To dziesiątki zasikanych i wymienionych dywanów i co najmniej sześć zmian podłogi – pierwsza puchata wykładzina w sypialni, została rozerwana przez Zulę kiedy była jeszcze szczeniakiem (podczas naszej pięciominutowej nieobecności). Niepoliczalne drobne remonty i kilogramy szpachli zakrywającej obgryzione przez charciki narożniki ścian. To wieczne odmawianie naszym rodzinom spotkania, ze względu na totalny brak czasu. To godziny spędzone na rozmowach o psach, planowanie wszystkiego na lata do przodu, co i tak sensu nie ma, bo jak wiadomo życie zwykle pisze własne scenariusze i boleśnie te plany weryfikuje. To wielka radość, kiedy witamy maluchy i ogromna trauma, kiedy z jakiś względów musimy je przedwcześnie pożegnać. To taka wieczna jazda bez trzymanki, która wypompowuje z człowieka całe życie, a jednocześnie karmi go nieprzerwaną radością, bo charciki to psy wiecznie zadowolone z życia, zarażające tym wszystkich wokoło. Strasznie ciężko to opisać i być może jeszcze ciężej zrozumieć.
Po facebooku od czasu do czasu lata taki „hodowlany łańcuszek” w którym jest bardzo dużo prawdy:
żyjemy dla naszych psów 365 dni w roku, 24 godziny na dobę. Nie mamy ośmiogodzinnego dnia pracy, po którym wracamy do domu i zapominamy o wszystkim. Psy nie rozumieją weekendów, świąt, ani tego, że boli cię głowa. Całe Twoje życie zmienia się, gdy zdecydujesz się zostać hodowcą. Zmieniasz swój dom, który już nigdy nie będzie wolny od włosów. Psie łóżka i zabawki będą natomiast w każdym pomieszczeniu. Jeśli miałeś białą skórzaną kanapę, zapomnij o niej – pokryje ją teraz fantastyczna narzuta z Ikei. Twój samochód też się zmieni – jeśli lubiłeś fajne sportowe auta, teraz będziesz miał vana bez foteli. Twój rachunek za prąd i wodę wzrośnie. Będziesz udziałowcem marek wybielacza, płynów do mycia i odświeżaczy powietrza. Będziesz widywał mniej rodziny i przyjaciół, a kiedy już się z nimi spotkasz, na pewno przyjedziesz ostatni, bo musiałeś przygotować swoje psy przed wyjazdem. Wiele szczeniąt umrze w twoich rękach – czasami nawet po dniach lub tygodniach bez snu, kiedy robisz wszystko próbując je uratować. To wywołuje niesamowitą desperację, tracisz wszystkie siły i przez chwilę myślisz nawet, że nie warto tego dalej ciągnąć, rozważając porzucenie wszystkiego dla „normalnego” życia
W tym miejscu chciałam się na chwilę zatrzymać i każdego, kto czyta ten tekst poprosić o chwilę wspomnienia i zadumy, nad naszymi dwoma charcikami, które odeszły zdecydowanie za wcześnie, pogrążając swoje rodziny i nas w ogromnym smutku. To są zdecydowanie te najgorsze momenty życia z psami.
Nasze najlepsze wspomnienia w hodowli, to na pewno debiut Zuli na Mistrzostwach Europy (jej występ i wysokie miejsce na podium były niesamowicie emocjonujące i wzruszające). Wyjazd po Lunę na Słowację. Pierwszy C.I.C dla Chartbeat’a – Róży. Taffy – kiedy na piaszczystym torze w Niemczech, wyłoniła się za zakrętu jako druga. Uratowanie naszego rozszczepionego Teduszka i to, że dzięki jego historii przeżyło kilka innych szczeniąt. Sukces Coco na wystawie.. i każdy zdrowy miot, to, że ludziom podoba się nasz sposób myślenia, to że nas chętnie odwiedzają, polecają, że psy nie chorują – w zasadzie każdy dzień jest najlepszym momentem.
Podsumowując życzymy sobie aby nasze weteranki były z nami w zdrowiu jak najdłużej. Życzymy sobie kolejnych lat, podczas których na świat będą przychodzić u nas na świat zdrowe, piękne i mądre charciki włoskie. Życzymy sobie nadal znajdować dla nich (jak do tej pory) najlepsze, kochające domy, które zapewnią swoim czworonożnym przyjaciołom cudowne życie. To, co na początku miało być tylko „zabawą”, przerodziło się w ogromną pasję, której podporządkowaliśmy dosłownie całe życie. Czasem marzymy o tygodniowym all inclusive na Kanarach, a jednocześnie chyba nie wytrzymalibyśmy tyle, bez tych naszych ukochanych mordek, okropnych bałaganiarzy, psów, które codziennie – nie ma się co oszukiwać – wiele razy doprowadzają nas na skraj załamania nerwowego. Mimo wszystko nie cofnęlibyśmy się i nie zamienilibyśmy tego na nic innego. Jesteśmy bardzo dumni z tej naszej „krwawicy”, z tego co zbudowaliśmy i z tego, że tą piękną charcikową pasją udało nam się zarazić tyle osób. To najwspanialsze uczucie, móc patrzeć, jak te małe gamonie rosną w swoich rodzinach i stają się najlepszym przyjacielem na lata. Jesteśmy Wam wszystkim wdzięczni za zaufanie, nieocenioną pomoc i trwanie przy nas. To największe szczęście dajecie nam właśnie Wy – właściciele naszych psów, którzy codziennie się o nie troszczą i kochają jak własne dzieci (czasem może bardziej, choć na pewno inaczej).
Dziękujemy!
Agata i Kuba Szadkowscy
