Agata Juszczyk

Ilu miłośników chartów, tyle historii. Któregoś dnia pomyślałam, aby stworzyć cykl mini wywiadów ze znajomymi charciarzami, hodowcami, właścicielami psów sportowych, sędziami. Ciekawi mnie, jak to się u nich zaczęło, jakie są ich cele i marzenia, cienie i blaski życia z chartami.

Agata z chartami żyje już kilkanaście lat. Nie znam chyba drugiej tak „zacharconej” osoby, jak ona. Mam wrażenie, że jej myśli wciąż krążą wokół jednego – i to jest piękne. O chartach i o wszystkim wokół chartów można z nią rozmawiać godzinami.

Hodowczyni borzojów pod przydomkiem Z Jurajskich Biskupic w tym wielu championów i interchampionów wystawowych i wyścigowych. Właścicielka greyhoundów i saluki. Matka – założycielka CHARTcorowego Crew, organizatorka CHARTcorowych Coursingów i CHARTcorowej Akademii, pomysłodawczyni Polskiego Festiwalu Chartów, sekretarz Klubu Charta w Polsce (2011-2017), polski delegat do Komisji Wyścigów Chartów (CdL) przy FCI (2013-2017).

Twoja historia z chartami jest długa, bujna i wielowątkowa tak myślę – opowiedz kiedy Ciebie trafiło?

Zainfekowałam się w latach 70-tych. W sąsiedniej kamienicy mieszkał pewien dżentelmen z trzema borzojami. Codziennie schowana w cieniu bramy wypatrywałam owego dżentelmena. W czasach, kiedy w sklepach spożywczych były tylko szklanki i ocet, a wszystko dookoła było szare, ten widok przenosił mnie w zupełnie inny wymiar. Marzenie swoje spełniłam dopiero w 2002 roku, przywożąc z Rosji swojego pierwszego borzoja. No i popłynęłam…

Czy wraz z pojawieniem się kolejnych psów, musiałaś z czegoś w życiu zrezygnować?

To nie była rezygnacja, to był świadomy wybór. Ale tak, rezygnowałam, a raczej rezygnowaliśmy, bo były to wybory wspólne z mężem.

Kładliśmy na jedną szalę wakacje, a na drugą zakup psa, remont lub wyjazd do zaprzyjaźnionej hodowli. Krycie, trening w Alpach, zawody czy nowy samochód lub wykończenie domu. Zawsze musisz wybrać, chyba że jesteś milionerem! Zawsze ten wybór wiązał się z celem do jakiego dążymy. My położyliśmy na psią szalę wiele i nie marudzimy, jak czasami trzeba zacisnąć pasa. To nasze życie, jest nam z tym dobrze i nie mamy zamiaru go zmieniać. Dajemy dużo naszym psom, ale i one wiele nam dają.

A co jest Twoją największą pasją, hodowla, czy bardziej sport, a może wystawy?

Chart sam w sobie. Kiedy na początku skupiałam się na wystawach, wydawało mi się to wtedy istotą hodowli. Z biegiem czasu zaczęłam czuć psy, z którymi żyje.

Zaczynasz wtedy wgłębiać się w historię powstania rasy, śledzisz hodowle, zauważasz niuanse, a potem te wszystkie elementy tworzą jedną całość, przedstawiając psa myśliwego – wspaniałego charta. Nie da się, a raczej nie powinno rozgraniczyć użytkowości i eksterieru, bo na dobre to wielu rasom nie wychodzi. Coraz częściej widzimy saluka z kątami, które nie pozwoliłyby mu przemieszczać się po piachach pustyni, coraz częściej na ringach wystawowych spotykamy limfatycznego borzoja z włosem do ziemi. Hodowcy idą w tę stronę, bo takie psy się podobają, ale według mnie to są kroki w stronę utraty użytkowości, a co z tym nierozerwalne – rasy. W drugą stronę dzieje się dokładnie tak samo. Hodujemy, aby uzyskać bardziej wytrzymałego i szybkiego psa. Często robimy wszystko, aby wygrać. Tylko czy to jest pasja i miłość do rasy?

W takim razie z którego z Twoich psów jesteś najbardziej dumna w sensie tej równowagi – „użytkowo-eksterierowej”? Albo może który jest najbliższy Twojemu ideałowi?

Chyba nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Cały czas jestem w drodze, bo hodowla to proces w czasie, a ja nigdy nie jestem zadowolona z efektów, choć one nakreślają drogę mojej marszruty hodowlanej.

Z pewnością Rabarbar pokazał mi, że można biegać i można wygrywać wystawy. To pierwszy borzoj w Polsce i chart w ogóle, który uzyskał wszystkie trzy międzynarodowe championaty FCI – Piękna, Piękna i Pracy oraz Wyścigów. Każdy z psów, który pojawia się w naszym domu czegoś nas uczy. Każdy szczegół anatomiczny ma znaczenie, jeśli biegamy. Różnorodność hodowlana (chyba każdy przechodzi przez to przy pierwszych miotach) daje niesamowitą lekcję pokory i wspaniałą naukę. Genetyka nie jest tak łatwa do przewidzenia, jakby się wydawało, a doświadczenie to coś, czego nigdzie nie wyczytamy. Borzoja marzeń mam ciągle w głowie, choć w każdym miocie znajdę tego, który pasuje do mojego idealnego obrazu. Siądę na dupie dopiero wtedy, gdy mioty będą równe, a typ jaki wyhoduję będzie do tego obrazu pasował. Mam nadzieję, ze jeszcze chwilę pożyję i będę mogła cieszyć się tym co uzyskuję. Nie ma ideałów, ale to nie znaczy, że nie mamy w tę stronę dążyć.

Rabarbar pierwszy, ale w ogóle to dużo macie tych „pierwszych” – najlepszym przykładem ostatnie Mistrzostwa Europy. A jaki jest, taki jeden, najważniejszy sukces? Choć było ich bardzo wiele.

Tak, takich momentów, gdzie łza się w oku kręci z radości było wiele.

Trudno wybierać między Mistrzem Świata na zawodach, czy Zwycięzcą Świata na wystawie. Z pewnością wszystkie tytuły użytkowe są dla nas ważniejsze, bo za tym idzie najzwyczajniej nasza praca. Praca Twoja i Twojego psa. Musicie się nieźle nabiegać, aby stanąć na najwyższym podium. A sukcesu upatruję w tym, że najzwyczajniej pokochaliśmy to co robimy. Jeśli nie będziesz wkładać serca w to co robisz, nie osiągniesz wiele. Praca z psem to nie odpalenie motoru, a kiedy się znudzi odstawienie go do garażu.

Jest jeszcze jakieś podium, albo tytuł o którym marzysz?

Tak. Jest podium, które mam w głowie. Podium, na którym stają właściciele psów wyhodowanych przez nas. To podium to radość, którą dają nasze charty innym.

Nie tylko wygrywając, ale i zarażając i zmieniając życie właścicieli. To podium to mój cel i mój idealny borzoj i cała otoczka z tym związana. Jeśli kiedyś będziesz widziała mnie wchodzącą na ring ze łzami w oczach, to będzie znak, że wchodzę z moim ideałem. Mogę wtedy stać ostatnia w stawce, bo zdaję sobie sprawę, że moje marzenie odbiega od obowiązujących kanonów wystawowych w rasie. Ale będę wtedy najszczęśliwsza. Zwykłam wysoko ustawiać sobie poprzeczkę, więc przyjmuję do wiadomości, że może być i tak, że nigdy do wspomnianej sytuacji nie dojdzie, bo ja będę się czepiać falującego nie w tę stronę włoska. Moje podium to codzienny widok za oknem.

Ładnie powiedziane, to chyba jest najlepsza puenta.

Nie wiem czy najlepsza, z pewnością moja.

Bardzo Ci dziękuje za poświęcony czas.

Wariatka.

Zdjęcia: Anifotografia, Markéta Sousedíková, Agata Juszczyk

Brak komentarzy

    Skomentuj