Hodowla charcików włoskich – to brzmi tak „zwyczajnie”. Dla nas to coś więcej niż „hodowla”, bo to słowo może się nawet źle kojarzyć. Uwielbiamy charciki i jesteśmy w nich zakochani na amen. O charcikach chcemy wiedzieć wszystko.
Hodowla charcików włoskich – jak to się zaczęło?
Całe życie w domu rodzinnym były psy – dwa Bassety, Gordonka, Weimarka, Dożyca. Zaczęło nam tego brakować i pewnego lata zapragnęliśmy mieć charcika włoskiego (głównie ze względu na wielkość ówczesnego mieszkania).
Nie będę w tym miejscu opowiadać, że uwielbiałam charty od zawsze (jak większość), bo było wręcz odwrotnie – jako dziecko uważałam, że charty to chude szkarady (choć pamiętam, że mama kochała Borzoje) i wtedy nie przykuły one mojej uwagi. Aż do pewnego momentu… bo do charta czasem trzeba dojrzeć. Długo truliśmy rodzicom, aż pewnego dnia trafiła do Dżema. Jej historia jest dość skomplikowana, a krycie jej matki owiane tajemnicą tysiąca scenariuszy. Długo walczyliśmy o to, żeby Dżema mogła zostać zarejestrowana w ZKwP, ale się nie udało. Dlatego niedługo po pierwszej cieczce została wysterylizowana i jest naszą „maskotką” i zarazem najważniejszym domownikiem.
Dżema rozkochała nas w sobie do bólu i stało się to szybciej, niż się spodziewaliśmy. W sumie patrząc na to dzisiaj, minęło niewiele czasu, kiedy
pojawiła się nasza ukochana Zuella. Różnica między nimi to niecałe 4 miesiące. Z Zulą zaczęliśmy jeździć na wystawy i coursingi. Ta suka okazała się prawdziwą mistrzynią wyścigów udowadniając to na parkurach dziesiątki razy, dała też w naszej hodowli bardzo cenne potomstwo. W tamtym czasie poznaliśmy mnóstwo pozytywnych ludzi, totalnie zakochanych w chartach – to jak choroba. Mocno „wkręciliśmy się” w temat i wtedy już coraz poważniej zaczęliśmy myśleć o kolejnym charciku.
Zarejestrowaliśmy naszą
hodowlę charcików włoskich w
Związku Kynologicznym w Polsce w 2013 roku. Wybraliśmy nazwę i oczekiwaliśmy na akceptację przez
FCI. Wkrótce staliśmy się również najszczęśliwszymi
opiekunami naszej księżniczki Luny. Mimo, że do krycia Zuelli było jeszcze sporo czasu, już wtedy snuliśmy plany i szukaliśmy dla niej odpowiedniego psa. Wtedy już nasi starzy znajomi patrzyli na nas dziwnie –
jak można mieć trzy psy? No można – nawet cztery…
I tak
pojawiła się Fifi – zrobiła straszny bałagan w naszym życiu. Tornado, które przechodziło przez nasz dom każdego dnia. To był sprawdzian naszej wytrzymałości i wytrzymałości reszty stada. Wytrzymaliśmy i nie żałujemy, bo Fifi wyrosła na dobrego i kochanego psa, matkę kochanych, zdrowych i silnych charcików włoskich. Fifi nadal jest niewyczerpanym i aktywnym wulkanem energii, równocześnie jednak stała się bardzo domową i kochającą suką. Biorąc do nas Fifi myśleliśmy przede wszystkim o bieganiu. Chcieliśmy mocną sukę, którą bezpiecznie będzie można puszczać w coursingu. Życie jednak pisze swoje scenariusze i Fifi nie wykazała szczególnego zainteresowania coursingiem. Całkiem dobrze sprawdza się natomiast na torze – należy do niej tytuł m.in. Mistrzyni Polski Wyścigów Tortowych 2016.
Długo przygotowywaliśmy się do naszego pierwszego miotu. Wszystko było przemyślane, przeanalizowane, przygotowane – wszystko co robimy, chcemy robić najlepiej. Właściciele ojca naszego miotu „R” stali się naszymi przyjaciółmi. Wokół krycia, ciąży, narodzin było tyle pozytywnych emocji, że wszystko udało się wspaniale i w naszej
hodowli charcików włoskich pojawiły się dwie wymarzone i wyczekane dziewczynki. Róża zamieszkała u naszych przyjaciół. Dziedzicząc po matce niesamowity coursingowy dryg podbija parkury w całej Europie. Rhumba – została z nami i stała się piątym psem w naszym domu i… nie ostatnim.
Dokładnie rok po tym miocie, powitaliśmy dwa kolejne. Sześciu
urodzonych z lekkością chłopców Fifi i
dziewczynkę Luny. To była bardzo ciężka noc. Podczas porodu doszło do pewnych komplikacji – podobno taka sytuacja zdarza się raz na milion, kiedy w dokładnie tym samym czasie dwoje szczeniąt opuszcza dwa różne rogi macicy. I tak oto została z nami Taffyta – nasz szósty pies, jedna na milion. Najwspanialszy charcik włoski ever.
W roku 2016 zdecydowaliśmy się na kolejne szczenięta po Zuli. Jadąc z Zulką na krycie na koniec Niemiec, mieliśmy ogromną nadzieję na dziewczynki. Dwa miesiące później powitaliśmy wspaniały miot „U” – dwie charcikiczki i chłopaka. Uma i Ura zostały z nami i są naszą małą nadzieją coursingową i przedłużeniem naszej hodowli. Chcielibyśmy również, aby w przyszłości Unicorn Hunter połączył nasze linie. Piękny Unicorn pozostaje w rękach naszych przyjaciół ze Śląska i świetnie radzi sobie na ringach. Cały miot, to niezwykle wrażliwe i kochające psy, z których jesteśmy bardzo dumni.
Nasza „misja”
„Hodowla charcików włoskich” to przede wszystkim DOM dla naszych psów – przyjaciół. Czasem śmiejemy się obierając w niedzielny poranek telefon od osób, które „chcą pokazać dzieciom hodowlę charcików włoskich”. Zapewniamy – poza biegającymi po domu psami, to miejsce nie różni się od żadnego z tysięcy innych domów 😉
Charciki włoskie ZAWSZE są z nami – nawet w podroży. Przyznaję – nie jest łatwo znaleźć hotel ludziom z kilkoma psami – ale nie jest to niemożliwe, czasem pozostaje również spanie w namiocie. Angażujemy się w to co robimy na 200%. Uwielbiamy sport. Bierzemy udział w wyścigach i coursingach – jeździmy z naszymi psami po całej Europie. Mamy najbardziej utytułowane wyścigówo charciki włoskie w kraju. U nas nie znajdziesz włoszczaków zalegających na kanapie tygodniami. Mamy zdrowe, wysportowane, psy, na których treningi poświęcamy mnóstwo czasu, bo nasze psy to kochają i my również. Charty to dla nas nie tylko psy – to nasz „lifestyle”.
Każdy miot, który przyszedł i przyjdzie na świat w naszej hodowli jest przemyślany i wielokrotnie dyskutowany. Nie jeździmy na krycia „po sąsiedzku”, nie kryjemy po raz szósty tym samym reproduktorem, nie jego tytuły są ważne, ale „maching”, przodkowie, rodowód, użytkowość i charakter.
Przykładamy też ogromną wagę do tego, gdzie trafią nasze szczenięta. Śmiejemy się, choć jest w tym dużo prawdy, że decyzja wyboru leży po obydwu stronach. Zarówno po stronie ludzi, którzy decydują się
nam zaufać, jak i po naszej, jak decydujemy do kogo trafią nasze maluchy. Opiekunowie naszych szczeniąt to nasi przyjaciele, a ciepłe weekendy spędzamy na wspólnych „rodzinnych” spacerach.
Badamy nasze psy – bo ich zdrowie jest dla nich najważniejsze – dzięki temu możemy się przyłożyć do tego, żeby szczenięta wychodzące z hodowli nie były na „starcie” chore lub obarczone ryzykiem zachorowania. Jako jedna z niewielu polskich hodowli wykonujemy badania DNA naszych psów, a ich wyniki są dostępne publicznie. NIgdy nie mamy nic do ukrycia. Chcemy w każdy możliwy, osiągalny dzięki aktualnie dostępnej wiedzy minimalizować ryzyko chorób. Wszystkie nasze suki hodowlane są przebadane, zawsze staramy się o to prosić również właścicieli reproduktorów.
Jesteśmy pasjonatami, zakochanymi w charcikach włoskich. Czerpiemy z nich ogromną radość i czasem – nie hurtowo – przychodzą u nas na świat szczeniaki, którymi możemy się z kimś „podzielić”. Zależy nam na utrzymaniu klasycznego piękna rasy i przede wszystkim użytkowości chartów!
c.d.n.
Zapisz
Brak komentarzy