Irmina Serafin

Irmina, to taka trochę moja bratnia dusza – na pewno mamy bardzo podobne poczucie humoru i myśli, a o chartach przegadałyśmy długie godziny. Ma w swoim domu paczkę czterech charcików włoskich. Jest też założycielką charciej marki Gone With The Hound i sklepu z akcesoriami dla psów.

Zacznę może banalnie – jak wpadłaś na charcika włoskiego? Dlaczego nie york, albo papilon, czy buldożek? Coś Cię w nich urzekło?

Moim największym marzeniem od czasów dzieciństwa był dog niemiecki. Fascynowała mnie ich dostojność i elegancja.

Kilka lat temu, udało mi się zrealizować moje plany z dzieciństwa. Jednakże po zetknięciu się z rzeczywistością, moja percepcja została mocno zrewidowana. Podczas mojej przygody z „olbrzymem”, na jednej z wystaw natknęłam się na charcika włoskiego. Urzekły mnie swoją dostojnością i elegancją drzemiąca w filigranowym stworzeniu. Zaczęłam czytać, szukać i pytać… nie chciałam ponownie przeżyć rozczarowania. Tak trafiłam właśnie do Ciebie (śmiech) – do dziś pamiętam długą rozmowę przez telefon… i wyrzuty sumienia względem nadmiernej ilości pytań. Wtedy zrozumiałam, ze charcik włoski to tak naprawdę sportowy duch w małym ciele… istota idealna!

I co, nadal tak sądzisz? Istota idealna? Czy może są jednak jakieś minusy życia z charcikami?

Siedzę i zastanawiam się nad minusami charcików, ale nic tak naprawdę nie przychodzi mi do głowy.

Obecnie w moim domu są ze mną aż cztery „małe demony”, przyznam – są „niebezpieczne”, wręcz uzależniające, prawie jak chipsy. Jeśli sięgniesz po pierwszego, nie powstrzymasz się przed drugim, dotąd aż paczka będzie pusta, w moim przypadku dom pełny. Z charcikiem nigdy nie można być samotnym, dla niektórych mogłoby wydawać się to uciążliwe, jednak ja czułabym się nieswojo, bez szesnastu małych łapek, podążających za mną dosłownie wszędzie. Każdego dnia uczę się czegoś nowego, każdego dnia zaskakują mnie coraz bardziej…

Wtedy jak rozmawiałyśmy po raz pierwszy, chyba nie było u nas szczeniąt, szkoda. W każdym razie po swojego pierwszego charcika pojechałaś kawał drogi – nie trafiłaś najlepiej – do hodowli cieszącej się nie najlepszą sławą w charcim świecie. Nie wiem czy chcesz o tym opowiadać?

Dokładnie tak, niestety nie było wtedy u Was szczeniąt, a ja nie potrafiłam żyć bez psa. Po mojego Sebka przejechałam 1900km jednego dnia, przekraczając 6 granic, to było naprawdę wyzwanie! Masz racje, nie trafiłam najlepiej, całkowicie nieświadomie, ale gdybym miała jechać po niego jeszcze raz, zrobiłabym to bez zastanowienia.

charcik wloski
Chyba nie chce o tym opowiadać, postanowiłam jeden jedyny raz zabrać głos w „tej sprawie” i odwróciło się wszystko przeciwko mnie. Ludzie mnie oceniają, nie znając. Każde słowo rozumieją na swój własny sposób. Nawet jeśli powiem, że coś jest „białe”, dla nich zawsze będzie „czarne”. Ludzie są znudzeni swoim życiem i szukają „burzy”, najprościej wytykać coś innym, nie zdając sobie sprawy jaką mogą wyrządzić krzywdę. Wylałam wystarczająco łez, ale dzięki ogromnemu wsparciu mojego męża, przestałam się przejmować. Poznałam ludzi zazdrosnych i zawistnych, ale stanęło na mojej drodze także kilka osób życzliwych i ciepłych które potrafią słuchać. Niestety całego świata nie da się zmienić, dlatego zrozumiałam, że najlepiej skupić się na najbliższych i robić co samemu uważa się za słuszne.

Zostawmy to w takim razie i porozmawiajmy o jakimś najszczęśliwszym dniu, momencie z charcikami. Na pewno masz jakiś, albo nawet kilka!

To pytanie zajęło mi dłuższa chwilę – najszczęśliwszy dzień czy moment… ciężko policzyć je na palcach. Takich chwil było mnóstwo, ogromną radość sprawił mi na pewno dzień w którym trafił do mnie Nero. Dopiero wtedy mogłam zobaczyć charcią naturę – dwa charciki pędzące po ogrodzie. Zabawa nie miała końca! Nie mówiąc już o przybyciu dwóch kolejnych. Niestety moja „paczka chipsów” jest już pusta.

Czemu pusta? Nie wierzę, że nic już nie przybędzie.

(Śmiech) teraz się uśmiałam. Jest przyjemność, ale i zdrowy rozsądek. Każdy charcik jest inny i każdego z nich kocham na swój wyjątkowy sposób. Na dzień dzisiejszy Dedalhe zapełnił to, czego mi brakowało w moim małym stadku. Choć wcale się nie zdziwię, jak za parę miesięcy napiszesz do mnie z „dobrymi nowinami” i jakieś maleństwo zaczaruje moje serce! (śmiech). A tak poważnie… jest chart o którym marzę, jednak nie jest to charcik, więc możliwe, że pewnego dnia zaskoczę i sama siebie.

Chyba trochę wiem, czy nie? (śmiech). Czyli jest marzenie o dużym charcie?

Chyba na pewno wiesz dużo więcej niż trochę… (śmiech). Mam nadzieję, że pewnego dnia pojawi się w moim domu duży chart.

A wiesz, że miałam pytać, czy Dedalek to spełnienie marzeń – jest cudowny! Powiedz mi na koniec, czego Ci życzyć?

Dedalhe to ogromne spełnienie marzeń, jeśli chodzi o charcika. Jak dla mnie jest idealny, chart który nie zawiódł mnie pod żadnym względem. Jednak marzeń jest zawsze więcej. Ze spełnionych rodzą się kolejne. Czego mi życzyć? Duuuużo wytrwałości. No dobra i tego azawakha!

Nero, Gino, Dedal i Seba

Brak komentarzy

    Skomentuj