Nabywca okiem hodowcy, czyli jak NIE rezerwować szczeniaka

Do napisania tego tekstu sprowokowała nas sytuacja z którą na co dzień się spotykamy i o której coraz głośniej rozmawia się w środowisku hodowców psów, a mianowicie o podejściu „klientów” do kupna psa. Tyle mówi się o hodowcach i hodowlach psów – tych lepszych i gorszych oraz o ich podejściu do sprzedaży szczeniąt… ale chyba mało kto prześwietla ich „klientelę” ◡̈ Dzisiaj więc będzie kilka słów o nabywcach szczeniąt naszymi oczami – oczami hodowców.

Jeszcze kilka lat temu osoby zainteresowane rasą wybierały hodowlę, która najbardziej im pasuje – pod względem porozumienia z hodowcą, charakterów psów, eksterieru, skojarzenia, konkretnych rodowodów, podejścia do hodowania, zdrowia czworonogów – tego z czym przyjdzie człowiekowi żyć kolejnych, nie przymierzając 12 lat i dłużej. Zainteresowane osoby ustawiały się w kolejkę i cierpliwie czekały na wymarzonego szczeniaka – często z jednego, konkretnego miejsca, będąc zwykle z hodowcą w stałym kontakcie. W rasie charcik włoski, jeszcze kilka lat temu, rocznie rodziło się naprawdę niewiele miotów, dlatego zdarzały się osoby, które czekały na charcika dwa lata, a nawet dłużej.



To wręcz niesamowite, jak zmienił się potencjalny kupujący. Czy to przez stale rozwijający się rynek e-commerce i to, że my wszyscy przywykliśmy do tak zwanej szybkiej sprzedaży online? Przez to, że klikamy w monitor „kup teraz”, płacimy PayU, a następnego dnia kurier przywozi nam zakupy pod drzwi? Nie wiem, ale true story o tym, jak hodowca wysłał szczenię charcika do nowego domu BlaBlaCar’em świadczy o tym, że świat już kompletnie zwariował.

Najbardziej zadziwia nas zwykle jednak pierwszy kontakt z człowiekiem, który chce kupić naszego charcika. W ogromnej ilości przypadków, na facebooku, mailu, czy instagramie pada po prostu pytanie, „macie wolne szczeniaki i jeśli tak, to po ile”. Bez słowa „dzień dobry”, czy zwykłego przedstawienia się. Często osoby, które piszą mają konto zatytułowane nickiem, a nie prawdziwym nazwiskiem, więc nawet nie wiemy z kim rozmawiamy. Niektórzy naprawdę są w stanie wysłać wiadomość po 21:00 w Wigilię pt. „jaka jest cena”. Czasami zastanawiamy się, gdzie zniknęła kultura osobista w kontaktach międzyludzkich i każdego dnia boleśnie przekonujemy się, że idzie to w bardzo złą stronę. Czyżby wszyscy najfajniejsi właściciele byli już przez nas zajęci? ಠ_ಠ

Warto zacząć rozmowę od napisania czegoś o sobie – kim jesteś, jakie masz warunki na psa, dlaczego chcesz pieska tej rasy. Nie musisz się spowiadać. Hodowcy naprawdę nie interesuje ile zarabiasz i czy masz willę 280 metrów czy kawalerkę – interesuje go, czy będziesz miał dla psa dwie najważniejsze rzeczy, jakie można komuś podarować – czas i miłość. Czy chcesz kupić psa od kogoś, kto nie zapyta Was o nic, nie interesuje go kompletnie do jakiego domu pójdzie pies, a cała Wasza korespondencja z nim sprowadzi się do podania numeru konta? I czy ktoś taki zainteresuje się Wami już po sprzedaży psa, gdy będziecie potrzebować wsparcia albo rady, czy będziecie musieli szukać pomocy na forach internetowych?

Agnieszka pogońska

Jedno jest pewne – nabywcy stali się ostatnio bardzo niecierpliwi. Nie odpiszesz przez dwa dni, a okazuje się, że już kupili szczenię w innej hodowli. Przy tym zdarzają się Ci niezwykle roszczeniowi na zasadzie płacę wymagam, a wręcz płacę, żądam. Możliwe, że wpływ na to mają stale rosnące ceny szczeniąt, ale również ich podaż, czyli do koloru do wyboru – ogromna już ilość hodowli i miotów, a przy tym hodowców, którzy psy sprzedają w zasadzie „na telefon” z odbiorem następnego dnia. „Oferta” pseudohodowli też jest niczego sobie – na olx naliczyłam ostatnio dziesięć szczeniąt charcika włoskiego bez rodowodu, do odbioru na już. Szok, chociaż chyba większym szokiem jest to, że ktoś te szczenięta jednak kupuje. Pewnie ze względu na wyjątkowo niskie ceny.

Dzisiaj szczenię nabywa się trochę jak w sklepie – byle szybciej, taniej i bliżej, nie przymierzając – dobierając odcień lakieru pod kolor kanapy. Piesek musi być „blue bez przejaśnień”, albo „najbardziej biały”, żeby ładnie prezentował się na instagramie (sic!). Oczywiście, żeby nie być źle rozumianą – każdy może mieć preferencje dotyczące wyglądu charcika i zwykle hodowcy je rozumieją i oczywiście biorą pod uwagę. Sami kupując drugiego charcika uparliśmy się na szarego, bo taki nam się po prostu marzył. W rezultacie dostaliśmy „zieloną” Zulkę w kolorze ani płowym, ani szarym, ale do głowy nie przyszłoby nam wybrzydzać, czy z tegoż względu ją oddawać. A niestety, co ciężko nawet sobie wyobrazić, dzisiaj takie sytuacje naprawdę się zdarzają.

Na początku celowo i trochę prześmiewczo użyłam słowa „klient” , bo kiedyś za odmowę sprzedaży szczenięcia na prezent, otrzymaliśmy negatywną recenzję hodowli – jedną gwiazdkę i niepochlebną opinię „klienta”. Z grubsza chodziło o to, że nabywca chciał zrobić prezent – niespodziankę narzeczonej, z którą mailowałam od kilku tygodni w sprawie konkretnej suczki. Pan próbował mnie przekonać, żebym okłamała jego narzeczoną, że suczka nie jest już dłużej dostępna, a po kryjomu sprzedała psa jemu. Nie zgodziłam się na to, więc urażony „klient” obsmarował nas w internetach. Jedną z największych bolączek hodowania – dla mnie jest właśnie kontakt z ludźmi. Wartości i zasady, które wyniosłam z domu, często nie potrafią mi się odnaleźć w dzisiejszej rzeczywistości „sprzedażowej”.

Mogę podzielić potencjalnych charcikowych opiekunów na kilka grup. Jedni z najbardziej wymarzonych, to po prostu kulturalni ludzie, którzy się przedstawią, napiszą kilka słów o sobie, przejdą przez ścieżkę rezerwacji o jaką zwykle prosimy, a potem czekają na psa, ufają, są lojalni i zdecydowani. Są też tak zwani „pozytywni stalkerzy” – to osoby bardzo zaangażowane – często, kiedy szczeniąt nie ma nawet jeszcze na świecie. Wysyłają zdjęcia całej rodziny, ślą pozdrowienia, wypytują o szczeniaka, wiedzę o charciku mają w jednym palcu, śledzą każdy wpis, a nawet zapraszają na oględziny własnego domu – to wszystko jest naprawdę urocze.



Trzecią grupę ciężko odróżnić od tej poprzedniej i nawet doświadczony hodowca może mieć z tym problem. To tak zwani „zjadacze czasu” – osoby, które non stop wypisują używając wszystkich kanałów kontaktu – facebooka, instagrama, maila. Oczekują przy tym natychmiastowych odpowiedzi, jakby byli jedynymi zainteresowanymi w całym wszechświecie. Wiecznie dopominają się o uwagę, naciskają, zadają setki rozbudowanych pytań, a w rezultacie – kiedy przychodzi co do czego, okazuje się, że to nie jest dobry moment na nowego członka rodziny. Kupują psa wirtualnie, być może bardzo o nim marzą, ale po prostu nigdy go nie nabędą. Kiedy po tych wielotygodniowych wymianach korespondencji hodowcy kończy się cierpliwość, to przestają odpisywać, albo obrażają się za brak słowa „pozdrawiam” na końcu maila i już psa nie chcą – sytuacja prawdziwa.

Za przykład „złodziei czasu” może posłużyć historia jednego pana, z którym przez kilka miesięcy wymieniłam ponad siedemdziesiąt maili. Były też rozmowy telefoniczne i ciągłe zmiany zdania co do płci, koloru psa, aktualnych możliwości jego przyjęcia pod swój dach, wakacji, które akurat były w planach itd. Ostatecznie pan zrezygnował z charcika. Niestety przepalonego czasu na takie osoby nikt już nam nigdy nie zwróci.

Hodowla to po prostu mój dom

Być może niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że hodowla to w większości przypadków normalny dom, w którym żyją też psy. To nie ferma lisów, poumieszczanych w klatkach, które można sobie pooglądać, jak za przeproszeniem podczas wycieczki do zoo. To dom, który jest ostoją, dom, który w sensie dosłownym jest schronieniem, dającym człowiekowi poczucie bezpieczeństwa. Z jednej strony traktuje się nas (hodowle) jak firmy, które coś sprzedają, a z drugiej wymaga wpuszczenia do siebie i totalnego odsłonięcia własnej prywatności. Przecież nikt kupując jeansy nie wbija się sprzedawcy na chatę. Odwróćmy teraz sytuację i wyobraź sobie, że raz w tygodniu zapraszasz do domu obcych ludzi, poznanych w internecie. Pomijając już fakt, że jest to mało bezpieczne, to dodajmy, że połowa z tych osób nawet nie jest zdecydowana na psa, a jedynie chce „obejrzeć” hodowlę, pokazać dzieciom pieski, sprawdzić, czy charcik to odpowiednia rasa, zobaczyć, jak się zachowują te psy na żywo, czy nawet sprawdzić alergię (sic!). Kosmos prawda? A jeszcze jaki jest foch jak odmówisz!

Nie pytaj hodowcy w niedzielę o 9 rano czy o 10 możesz przyjechać pooglądać szczeniaczki bo akurat masz blisko, ani czy możesz wpaść zobaczyć psy i zobaczyć jaka ta rasa jest na żywo, bo co prawda nie zamierzasz kupić, ale przyjechałbyś sobie popatrzeć. Może wielu z Was nie zdaje sobie z tego sprawy, ale hodowcy mają jeszcze swoje życie osobiste (choć w trakcie odchowywania miotu raczej w strzępach), mają swoje domowe obowiązki, czasem też dzieci, do tego dorosłe psy, oraz najczęściej także pracę. Tak. Pracę. Niedziela rano w hodowli to kiepski termin na odwiedziny, chyba że chcesz pomóc sprzątać kupy, zmywać podłogi octem, dzwonić do weterynarza, karmić stado, pilnować czy starsze psy zjadły i czy dostały leki, a na sam koniec wejść jeszcze do maluchów które w międzyczasie zdążyły już wszystko zasikać, między które spadła rolka ręcznika kuchennego i okazał się świetną zabawką, posiedzieć z nimi i dać sobie powyrywać włosy i pogryźć do krwi ręce – wtedy wpadaj śmiało.

Agnieszka pogońska

Pewnie nigdy też nie zapomnimy już wizyty jednego pana, który w zasadzie był zdecydowany na konkretne szczenię. Spędził w naszym domu w niedzielny wieczór kilka godzin, wyszedł koło 21:00, a po tym jak wyszedł, ślad po nim zaginął. W sumie to nawet nie wiemy, czy jeszcze żyje. Wydawał się człowiekiem kulturalnym, jednak kultury tej ewidentnie zabrakło, żeby chociaż podziękować za spotkanie i poświęcony mu czas. Tym bardziej, że u nas w zasadzie zawsze można liczyć na ciepłe przyjęcie, herbatkę, kawkę, wodę z cytryną i miętą oraz swojski kawałek ciasta. Człowiek niestety przepadł jak kamień w wodę, bez słowa wyjaśnienia, a w nas pozostał tylko niesmak i frustracja, że straciliśmy całą niedzielę, a w tym czasie mogliśmy wyspacerować całe stado, albo po prostu – poleżeć do góry brzuchem ten jeden dzień w tygodniu. Wyjściowo wszystkich zainteresowanych naszymi szczeniętami traktujemy z podobną troską i staramy się oddać im należny szacunek, jednak takie doświadczenia powodują, że być może kolejnych, całkiem fajnych ludzi potraktujemy już z dużo większą rezerwą i mniej chętnie zaprosimy ich do nas.

Szanujmy swój czas

Czas jest w hodowli niezwykle cenny. Bardzo chcielibyśmy rozmawiać o szczeniętach tylko ze zdecydowanymi osobami – po to między innymi tak szeroko w artykułach opisujemy wszystkie kwestie dotyczące rasy i to, jak psa zarezerwować. Czasami to naprawdę smutne, kiedy odsyłamy zainteresowane osoby na naszą stronę, gdzie krok po kroku jest wytłumaczone absolutnie wszystko, a mimo to padają pytania świadczące o tym, że ktoś nie poświęcił nawet chwili, żeby te kilka akapitów przeczytać.

Spóźnienia po pół godziny i więcej, to także norma – rekordzistka przyjechała 3 godziny po umówionym spotkaniu. Oczywiście nikogo nie musi obchodzić to, ile przygotowań kosztuje wcześniejsze wybieganie psów, aby stado było spokojne jak przyjdą goście, ile czasu zabiera przygotowanie, posprzątanie domu, czy nawet ogarnięcie siebie po spacerze z dziesięcioma psami na plaży. Umówieni na godzinę 18:00 często siedzimy naprzeciwko siebie przy stole, nerwowo dudniąc palcami o blat, wpatrując się w telefon i czekając na jakikolwiek sygnał. Psy pozamykane na darmo, a o 18:30 przychodzi sms „spóźnimy się pół godzinki”, czyli już w sumie godzinę. Nam też czasem zdarza się spóźniać. Czasami potrzebujemy więcej czasu na przygotowanie – wypadnie nagła wizyta u weta, czy inne nieprzewidziane historie i takie spotkanie musimy przesunąć. Warto jednak dać znać wcześniej i nie kazać na siebie czekać w nieskończoność.

Czarna lista nabywców szczeniąt?

Kupowanie psa przez internet, a więc kontakt z hodowcą przez facebooka, instagrama (często nie pod własnym imieniem, tylko nickiem), czy nawet rozmowa telefoniczna daje pewne poczucie anonimowości – jakieś 90% dzwoniących osób nawet się nie przedstawia. Zupełnie nie wiem, z czego to wynika, ale warto zdać sobie sprawę z tego, ze jak już się wejdzie w posiadanie charcika włoskiego, to i tak prędzej, czy później gdzieś się spotkamy ( ͡° ͜ʖ ͡°) To środowisko naprawdę nie jest duże.



Czasami ktoś taki zgłasza się z prośba o pomoc, problemem z psem, czy prośbą o polecenie weterynarza. Warto więc, pytając o szczenię, wykazać się elementarną kulturą osobistą. Czasami osoby starające się o szczenię zapominają też o tym, że większość hodowców przecież bardzo dobrze się zna i jest ze sobą w stałym kontakcie. Zdarza się, ze hodowcy konsultują wzajemnie odczucia w sprawie konkretnych osób, albo wręcz się przed nimi ostrzegają.

Zaufanie do hodowcy

Jeśli już wybrałeś „swoją” hodowlę, zaufaj hodowcy. Dla wielu z nas najważniejsze jest to, aby nasze szczenięta znalazły wspaniałe i kochające domy – na zawsze. Staramy się dobrać malucha do trybu życia oraz temperamentu nowych właścicieli. O maluchy dbamy, jak o własne dzieci i zawsze – o każdej porze dnia i nocy jesteśmy gotowi, aby pomóc. Zwykle w tych wszystkich, opisanych wyżej sytuacjach zagryzaliśmy zęby, machnęliśmy ręką i szliśmy dalej. Ale może warto wytłumaczyć potencjalnym kupującym, jak to wygląda od kuchni, bo przecież skąd niby mają to wiedzieć?

Pamiętaj proszę, że po drugiej stronie nie siedzi człowiek całe dnie bawiący się ze słodkimi szczeniaczkami, tylko osoba często zawalona mailami i wiadomościami od przyszłych, bądź obecnych właścicieli swoich szczeniąt. Osoba, która często ma też PRAWDZIWĄ pracę. Mająca na głowie stado (wiecznie coś chcących) kilkunastu albo kilkudziesięciu psów – stado wyjątkowych pochłaniaczy czasu. Bądź cierpliwy i wyrozumiały – Twój mail lub wiadomość na messengerze, czy instagramie zawsze jest dla nas ważna. Ale żaden hodowca nie ma biura prasowego, departamentu odpowiadającego na rezerwacje, zapytania, czy porady. Bardzo chętnie wszystko to robimy sami – niestety czasem wymaga to po prostu czasu. Jeśli dzwonisz z zamiarem rezerwacji malucha, prosimy przedstaw się, bo po skończonej rozmowie telefonicznej, nawet nie wiemy, jak zapisać Twoje imię w notatniku. I błagamy, nie pytaj o charty włoskie albo co gorsza o miniaturki! (▀̿Ĺ̯▀̿ ̿)