Miot Latte macchiato na pokładzie!

U nas jak co roku – trwa wiosenny puppy fever, a w zeszłym tygodniu – 19 kwietnia, na świat przyszedł przedostatni zaplanowany na ten moment miot – L-2. Nie spodziewaliśmy się, że będzie on tak liczny, bo Uma to już wcale niemłoda suczka. Niedługo kończy 8 lat i są to jej ostatnie szczenięta. Uwielbiam tę charcikczkę absolutnie za wszystko – to charcik włoski z ogromnym instynktem macierzyńskim, do tego potrafi zaprowadzić porządek w stadzie, na spacerach chodzi centymetr od mojej łydki plus jest superczuła, urocza i bardzo wpatrzona w człowieka. Od ponad siedmiu lat – w nocy zawsze śpi pod moją pachą. Ojcem ponownie został Borek – nasz hiszpański import, samiec duży, mocny o bardzo łagodnym temperamencie.

Ten miot roboczo nazwaliśmy Latte macchiato, bo urodziły się szczenięta w umaszczeniach przypominających mleczną kawę – od najjaśniejszego, śnieżnego kremu, przez cynamonowy, aż po ciepły, absolutnie wyjątkowy izabelek. Istna uczta dla oka. Na pokładzie pojawili się dwaj chłopcy i trzy suczki o wagach od 170 do 250 g.

Nasze dzieciaczki dostały już imiona: pierwszy i zarazem najjaśniejszy samiec – Laphroaig – to mocno wytrawna whisky o miodowo, karmelowo, waniliowym aromacie. Laser’beam, jak drumowy kawałek Ray Volpe’a – to trochę mniejszy samiec o pół tonu ciemniejszy od pierwszego. Najjaśniejsza w tym miocie i zarazem druga pod względem wielkości suczka – L’overdose – to gra słów love i overdose, czyli w wolnym tłumaczeniu przedawkowanie miłości. Lulubelle, jak kreskówkowy misio z bajki Disney’a i ostatnia, największa kluseczka w tym miocie, dziewczynka o niesamowicie głębokim odcieniu- La’roux – co z francuskiego oznacza rudowłosa.