Piotr Łabiński

Piotr to przyjazna, dobra dusza. Zawsze z każdym porozmawia, każdego zaczepi. Związał nas coursing i miłość do charcików. Od lat posiada charty i „bywa” na coursingach. Z borzojką Duszką z Jurajskich Biskupic Piotr i Kinia reprezentowali Polskę na Mistrzostwach Europy w Coursingu pięciokrotnie. W Czechach, Holandii, na Węgrzech, w Niemczech i we Włoszech. Z charcikiem włoskim – Różą – na Słowacji i w Szwajcarii.

Jak w Twoim życiu pojawiły się charty, co Cię w nich ujęło?

Charty od zawsze zachwycały mnie swoją elegancją oraz czymś, co nazwałbym ‘odklejeniem’ od świata. Takie były pierwsze borzoje, którymi zachwyciłem się ponad dwadzieścia lat temu. Połączenie niezwykłej urody, szlachetnych linii oraz wyobcowania i melancholii. To mnie zawsze ujmowało. Niezwykle ważny jest też dla mnie również kontekst kulturowy, z którego wywodzą się charty. Patrząc na nie, staram się zawsze pamiętać o całej historii, jaka jest z nimi związana. Uwielbiam wszystkie charcie “tropy” w kulturze.

Miałeś kilka ras chartów, które są Ci najbliższe?

Każde kocham za co innego. Borzoje uwielbiam za to ich ‘odklejenie’. Za ich pozy, za globusy i melancholię. Za to, jak na mnie spoglądają. Charciki zaś uwielbiam za

sposób, w jaki pokazują, jak bardzo kochają człowieka. To trochę przeciwne bieguny. Tak, jak borzoj jest pozornie odklejony od człowieka, tak charcik jest do niego …przyklejony. Dom w którym mieszkają obie rasy, z pewnością nie jest najspokojniejszym domem, ale dopiero, kiedy wszyscy są na miejscu odczuwam rodzaj spełnienia. Przez kilka lat mieszkał z nami także wilczarz – ostoja spokoju, momentami zaś nieokiełznane pokłady energii (co przy gabarytach wilczarza bywa trudne do opanowania). Wnosił w nasze życie dużo dobrej energii. Niestety ta przygoda była za krótka.

No właśnie, zawsze miałeś duże charty, skąd się wziął charcik włoski, ten „torebkowy” piesek?

Trochę z przekory – bardzo chciałbym pokazać, że charcik nie jest psem torebkowym (śmiech). To znaczy można z pewnością sprowadzić go do statusu psa torebkowego, ale odbędzie się to tylko ze

szkodą dla niego. Charcik włoski to dla mnie pies multi-zadaniowy. No, może w charakterze psa obronnego się nie sprawdzi, ale stróżuje już świetnie. W naszym domu charcik pełni funkcję systemu wczesnego ostrzegania. Dopiero, kiedy charcik podniesie larum, reszta towarzystwa podnosi się z leżanek i biegnie do drzwi zobaczyć, co się święci. Jeszcze kilka lat temu charcik biegający w coursingu to była rzadkość. Kiedy na jednym z coursingów w Napoleonowie zobaczyłem ‘w akcji’ matkę naszej charciczki, byłem kompletnie oczarowany tym, co zaprezentowała na parkurze. Wtedy po raz pierwszy pojawiła się myśl o charciku.

A jakie miejsce w Twoim życiu zajmuje sport, coursing?

Nie jestem typem człowieka sportowego. Gdyby nie psy pewnie całymi dniami zalegalibyśmy z żoną na

kanapach czytając albo oglądając netflixa. W pewnym momencie życia z chartami, coursing stał się dla mnie jednak niezwykle ważny. To jest ten ten rodzaj charciej aktywności, która w bezpośredni sposób nawiązuje do natury i usposobienia charta. Chart, którego życie zredukowane jest to kanapy i krótkiej przebieżki po wystawowym ringu, to smutny pies. Z żalem obserwuję charciki włoskie, które skazane są na los toya. PLI (Piccolo Levriero Italiano) to dla mnie taki sam chart, jak każdy inny. Nie widzę powodów, dla których miałby być inaczej traktowany. Obserwując charty biorące udział w coursingu widzę, ile sprawia im to radości I satysfakcji. Staram się ograniczać ilość imprez coursingowych w ciągu sezonu, ale z pewnością nie potrafiłbym teraz odmówić im tej radości.

Jak zmieniło się Twoje życie dzięki chartom?

Nieco inaczej organizuje dzień. Trochę wcześniej wstaje. Zdecydowanie więcej ruszam się. No i zasadniczo zmieniła się struktura domowych wydatków (śmiech).

Mam jednak to szczęście, że swoją pasję dzielę z żoną, co zdecydowanie ułatwia codzienne funkcjonowanie. Zdecydowanie więcej zyskałem dzięki chartom. Psy, które mieszkają w naszym domu pochodzą z hodowli, z którymi czuję się związany. Myślę, że mogę powiedzieć, że hodowcy naszych psów to nasi przyjaciele. To zupełnie niespodziewana wartość, jaką przy okazji zyskaliśmy.

Czy charty mają jakieś wady i za co je kochasz najbardziej?

Charcik nie zna pół-środków. Wszystkie ‘atrybuty’, każda emocja są u charcika podkręcone do maksymalnych wartości. Charcika określił bym jako ‘extra dog’ – wszystkiego ma więcej. Kiedy cieszy się na mój widok, to robi to całym ciałem. Wije się, skacze, piszczy. Kiedy szczeka, to robi to jak pełnokrwisty pitbull. Kiedy biegnie za wabikiem, to jest to widok, którego nie sposób zapomnieć. Trzeba dobrze rozważyć, czy jest się na to gotowym. To wszystko stanowi o tym, za co można charciki kochać (albo też omijać się szerokim łukiem). Z borzojami jest inaczej. Borzoj potrzebuje swojej przestrzeni. Czasami przyglądając się im, mam wrażenie, że prowadzą jakieś równoległe życie wewnętrzne i jest ono dla nich równie ważne, jak to wszystko, co dzieje się dookoła. Trzeba tę przestrzeń borzoja uszanować, nie można być wobec nich nachalnym. Ta ich ‘autonomia’ może czasami doprowadzić właściciela borzoja na skraj rozpaczy (śmiech).

Jakie są Twoje charcie marzenia, cele?

Może to zabrzmi cokolwiek patetycznie ale najbardziej zależy mi na tym, aby w naszym stadzie panowała zawsze harmonia. Niezależnie od tego, czy będzie się ono powiększało, czy nie. Mam swoje (raczej małe) kynologiczne marzenia ale jestem chyba przesądny i boje się wypowiadać je na głos. Mam też kilka innych marzeń, wszak psy nie są całym moim życiem. Czynią je jednak pełnym.

Dziękuję

Zdjęcia: Anifotografia, Agata Juszczyk, Paul Croes

Brak komentarzy

    Skomentuj