U nas to akurat temat mocno na czasie, a kontynuując temat charcikowej ciąży, o której pisaliśmy jakiś czas temu, dzisiaj przyszedł czas na przybliżenie tego, jak wygląda u nas poród suczki i pierwsze tygodnie odchowu szczeniąt. Same narodziny to moment niezwykły – zwieńczenie wszystkich poprzedzających go planów, przygotowań, opieki nad suczką w ciąży i dwumiesięcznego czasu oczekiwania na szczenięta. Porody charcików włoskich nie należą jednak do najłatwiejszych – dość często bowiem zdarzają się komplikacje, głównie przy mniejszych miotach u drobnych suczek. Dlatego też sam dzień porodu jest bardzo stresujący, choć towarzyszy mu oczywiście również ogromna ekscytacja. W tym tekście skupimy się jednak na standardowym porodzie, ponieważ ilość przeróżnych przypadków, jakie mieliśmy okazję przeżyć podczas naszych 34 dotychczasowych miotów jest tak duża, że nie sposób je wszystkie opisać.

Na kilka dni przed porodem mamy już zwykle przyszykowany pokój, w którym suczka będzie rodzić i który nazywamy „porodówką”. Czeka tam wszystko, co będzie nam potrzebne, czyli między innymi: koce, ręczniki, podkłady, zaciskacze do pępowiny, waga, termofory, gruszka czy gumowe rękawiczki. Mamy też zawsze spakowaną torbę na wypadek potrzeby nagłego wyjazdu do lecznicy, a nasi weterynarze są „na nasłuchu”. W ostatnich dniach, mierzymy suce temperaturę 3 razy dziennie, aby wyłapać jej spadek, który zwiastuje poród. Zazwyczaj też w ostatnich dniach mocno czuwamy, nie śpiąc najlepiej, aby niczego nie przegapić. Poród indukowany jest przez płody, których stres pobudza oś podwzgórze – przysadka – nadnercza. Następuje wzrost stężenia kortyzolu, a ten pobudza wydzielanie prostaglandyn. Skutkiem jest spadek stężenia progesteronu, co wywołuje przerwanie ciąży. I wtedy się zaczyna.

Fazy porodu
Poród u psów składa się z trzech faz. W fazie pierwszej dochodzi do powiększania się kanału rodnego. W tym czasie płody układają się we właściwych pozycjach, a brzuch suczki czasami przyjmuje przedziwne kształty. Taki stan trwa długo, zdarza się, że nawet dobrych kilka godzin – szczególnie u pierworódek. W tym czasie psia mama jest mocno poddenerwowana, zieje, czasami wymiotuje i przez parcie na pęcherz non stop chce wychodzić na siku. U niektórych naszych suczek przygotowanie do urodzenia pierwszego malucha trwa wiele godzin, suki odmawiają posiłku, nie mogą sobie znaleźć miejsca, przekopują legowiska i dużo śpią, przygotowując się do wydania na świat maluchów. U innych objawy zbliżającego się porodu są mniej oczywiste i zdarza się, że poród zaczyna się nagle, wszystko dzieje się bardzo szybko, pierwszym objawem są dopiero pierwsze skurcze, a po dwóch godzinach witamy na świecie pierwsze szczenię. Tak na świat przyszedł nasz miot „Z”. To był czas, kiedy dokarmiałam jedno z naszych szczeniąt i miałam poustawiane budziki co cztery godziny. Kiedy obudziłam się podczas jednego z alarmów, Zula leżąca za moimi plecami, miała już skurcze. Po kilkunastu minutach na świecie było już pierwsze maleństwo.

Faza druga rozpoczyna się, gdy nastąpi pełne rozwarcie szyjki macicy i pojawiają się skurcze – wtedy też rozpoczyna się wypieranie płodów. Faza ta charakteryzuje się obecnością silnych, regularnych skurczy mięśniówki macicy i ściany jamy brzusznej oraz widocznym parciem. Można to poznać po charakterystycznych pozach przyjmowanych przez sukę, połączonych ze specyficznym odstawianiem ogona i „ruchami” skóry grzbietu. Szczenięta przychodzą na świat w różnych odstępach czasu – przyjmuje się, że nie powinny one przekraczać dwóch godzin, ale zdarzyły nam się odstępy 2,5 godzinne, więc nie jest to regułą. U doświadczonych suczek jest to znacznie krócej – nasz rekord, to kilka minut między szczeniętami. Ledwo zdążyliśmy zaopatrzyć pępowinę, wysuszyć i zważyć malucha, a w zaawansowanej drodze był już kolejny.

Literatura mówi o tym, że faza trzecia to wydalanie łożysk, jednak przy większej liczbie szczeniąt, fazy druga i trzecia występują naprzemiennie. Jeśli pępowina jest połączona z łożyskiem, staramy się wyciągnąć je od razu. W innym wypadku łożysko zostaje wydalone w ciągu następnych kilku minut, zdarza się też niestety, że zostaje w środku (bo np. jest bardzo mocno przytwierdzone i nie sposób je oderwać) i trzeba podjąć odpowiednie kroki weterynaryjne. Zaobserwowaliśmy, że pępowina charcika bywa wyjątkowo krótka i chwilę po urodzeniu malca warto za nią ciągnąć, pomagając sobie kompresem jałowym (dla poprawy chwytu). Pozwala to na zmniejszenie ryzyka pozostawienia łożyska wewnątrz. W publikacjach naukowych można przeczytać, że każde łożysko, które nie zostanie wydalone, jest zagrożeniem dla życia suki, tymczasem kiedyś zdarzył nam się przypadek, w którym w macicy zostały dwa i stopniowo rozpuszczały się przez kolejne dni. Procesy rozkładu mogą jednak wywołać stan zapalny, a wraz z nim gorączkę i inne groźne objawy, dlatego zawsze należy monitorować stan suczki i być pod fachową opieką weterynaryjną.
Teoretycznie prawidłowy poród powinien przebiegać bez ingerencji człowieka, u nas jednak praktycznie tak się nie zdarza. Wolimy sami dopilnować odcięcia pępowiny we właściwym miejscu, czy nie pozwolić suce na zjadanie łożysk, bo to zwykle wywołuje rewolucje żołądkowe. Sami oczyszczamy pyszczek szczenięcia z wód płodowych, suszymy i masujemy malucha w celu pobudzenia krążenia – niektóre szczenięta przy przedłużającej się fazie wypierania, robią się słabe i mało żywotne. Maluchy ważymy i sprawdzamy, czy nie mają żadnych wad, sprawdzamy też odruch ssania i dbamy o to, żeby każde szczenię zjadło siarę. To bardzo ważne. Siara, czyli pierwsze mleko, jest wyjątkowo cenną substancją – to żółtawa ciecz, a jej najważniejszą cechą jest wysoki udział immunoglobulin. Ocenia się, ze 90% odporności szczenięcia pochodzi z siary wypitej w ciągu 24 h od porodu.

Trudny poród i cesarskie cięcie
Jak wspomniałam wcześniej, u charcików zdarzają się komplikacje – do częstych patologii ciąży u charcików włoskich należy zespół jednego szczenięcia, co często powoduje całkowity brak akcji porodowej Najczęściej jednak dochodzi do zablokowania szczenięcia w kanale rodnym. Dzieje się tak szczególnie u drobnych suczek, pierworódek i tych, które mają małe mioty – szczeniaki są wtedy zbyt duże w stosunku do anatomii matki. Taka sytuacja wymaga ekspresowego wyjazdu do lecznicy, bo czasu jest bardzo mało. W takiej sytuacji dość szybko może dojść do niedotlenienia i śmierci płodu, dlatego każda minuta jest na wagę złota. Maluch będący już w drodze na świat, żyje tylko dzięki oderwanemu już od ścianki macicy łożysku. Tyle, ile zostało tam tlenu i innych substancji, tyle wystarczy mu na przeżycie. W sytuacji, gdy blokada trwa długo i nie widać postępów, nigdy nie zwlekamy, bo interwencja chirurgiczna to szansa na ratowanie nie tylko szczenięcia, ale też jego matki.
Trzeba bowiem pamiętać, że suka wciąż próbuje takie zablokowane szczenię urodzić. To na pewno wywołuje ból, stres i niewyobrażalne zmęczenie (w tym również mięśniówki macicy, przez co mniej efektywny jest poród kolejnych szczeniąt). Zachowując więc zimną krew, dbając o ciepło i bezpieczeństwo okolicy ujścia dróg rodnych, trzeba się zapakować do auta i jechać przerwać ciążę na stole operacyjnym. Dobrze, gdy mamy kogoś do pomocy. Zawsze może zdarzyć się cud i maluch się odblokuje, a poród będzie postępował w czasie jazdy. Na to też trzeba być gotowym. Tak np. rodziła Uma swój miot „A”. Wody odeszły w samochodzie i zalały nam absolutnie całe siedzenie. Jeśli wiemy więc, że suczka nie rodzi z łatwością, jest drobna, a miot jest mały, wolimy umówić się na zaplanowany zabieg, aby zaoszczędzić przygód sobie i przyszłej mamie. Nie jest to oczywiście pozbawione stresu, bo operacji nie można przeprowadzić ani zbyt wcześnie, ani zbyt późno, dlatego na ostatniej prostej jesteśmy pod stałą opieką wetów i na USG jeździmy codziennie.

Cesarskie cięcie u suczki wiąże się niestety z całym wachlarzem problemów, które następują po takim porodzie. Zwykle jest to brak pokarmu i odrzucenie szczeniąt przez sukę, która po zabiegu nie ma instynktu macierzyńskiego i jest oszołomiona po narkozie. Podróż maluchów przez drogi rodne matki, aktywuje umiejscowione tam receptory dające sygnał do produkcji odpowiedniego koktajlu hormonalnego. „Cesarka” sprawia, że maluchy wydostają się inną drogą, więc zdarza się (często), że świeżo wybudzona po zabiegu mama, nie jest zachwycona obecnością małych stworzonek wokół siebie. Bywa, że zanim wróci do formy i zaakceptuje swoje dzieciaki, potrafią minąć nawet dwie doby. Jest to bardzo angażujący dla hodowcy czas, kiedy trzeba dopilnować absolutnie wszystkiego – dogrzania, karmienia i wypróżniania maluchów kilkanaście razy na dobę, jednocześnie walcząc z niechęcią do szczeniąt i brakiem apetytu u mamy.

Pierwsze dni życia szczeniąt
Pierwszy tydzień życia szczeniąt jest okresem krytycznym – jak podaje dr n. wet Dariusz Nowak z Pracowni Rozrodu Zwierząt Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu – średnio 10% szczeniąt umiera podczas pierwszego tygodnia życia, inne źródło, że nawet 50%. Dlatego ten czas jest bardzo ważny i wymaga od hodowcy maksimum kontroli. W okresie okołoporodowym niezwykle istotne jest monitorowanie stanu zdrowia charciej mamy i maluchów – codzienne pomiary temperatury, sprawdzanie gruczołu mlekowego i oczywiście kontrola wagi szczeniąt, a czasami również ich dokarmianie. W związku z wysoką śmiertelnością osesków, w pierwszym dniu życia warto wykonać kwalifikację według skali Apgar. Jest to ważne narzędzie oceny żywotności szczeniąt. Noworodki, które uzyskały ocenę poniżej 8 punktów znajdują się w grupie ryzyka i wymagają zwiększonej kontroli.

Specjaliści od rozrodu podają, że rasy małe w momencie porodu ważą zwykle 90 – 100g. Charciki włoskie rodzą jednak bardzo duże, jak na swoje gabaryty szczenięta. Wagi osesków wahają się średnio od 150 do 250 g – takie szczenięta rodzą psy do 15 kg. Najmniejsze urodzone u nas szczenię ważyło 150 g, a największe 310 g. Nasze maluchy ważymy codziennie, aż do ósmego tygodnia życia, dzięki czemu powstała już naprawdę niezła baza ponad 100 charcich maluchów. Zwykle w ciągu pierwszego tygodnia życia szczenięta podwajają swoją masę urodzeniową.

Noworodki cechuje ograniczona zdolność termoregulacji, zwłaszcza w pierwszym tygodniu po urodzeniu, dlatego jedną z najważniejszych rzeczy jest utrzymywanie odpowiedniej temperatury w kojcu, która przy wcześniakach i w pierwszym dniu życia szczeniąt powinna wynosić nawet 30 st. Podobnie ważna jest higiena w kojcu, a więc mycie łap charcikowej mamie po każdym powrocie ze spaceru i codzienna wymiana posłania w którym leżą szczenięta. My bardzo chętnie korzystamy z jednorazowych podkładów w pierwszych dniach życia, bo łatwo je wymienić, kiedy suczka jeszcze obficie krwawi – nie każda psia mama jednak chce leżeć na podkładzie i zwykle robi w kojcu własne „porządki”.

Na początkowym etapie rozwoju, szczenięta większość czasu śpią lub jedzą. Opiekuje się nimi matka, więc jeśli z miotem wszystko jest w porządku, są to względnie spokojne dwa tygodnie. Po dwóch, trzech dniach maluchom odpadają pępowiny. Oczy i kanały słuchowe otwierają się do około 14. dnia – tak twierdzi literatura. Spotkaliśmy się jednak z przypadkami, kiedy nasze „Śpiące Królewny” otworzyły oczy dopiero w 23. dobie po porodzie. Oba zmysły początkowo nie są jeszcze w pełni rozwinięte, a ich funkcjonowanie poprawia się wraz z rozwojem. Trzeci tydzień życia (u charcików często później) jest nazywany etapem przebudzenia zmysłów, wtedy rozwój szczeniąt wkracza na wyższy poziom. Maluchy obserwują otoczenie, reagują na dźwięki i zapachy. Stawiają pierwsze kroki, zaczynają bawić się i walczyć ze swoim rodzeństwem – komunikują się przez warczenie, szczekanie i merdanie, ucząc się w ten sposób interakcji społecznych. Między trzecim, a czwartym tygodniem życia przenosimy szczenięta z porodówki do salonu, gdzie mają niezliczoną ilość bodźców – wtedy ich rozwój znacznie przyspiesza.
Ten pierwszy miesiąc jest niezwykle ekscytujący i rozczulający. Obserwacja tego z jakim tempem rosną szczenięta i jak się rozwijają to takie trochę Animal Planet na żywo. Uwielbiam ten czas w naszym domu, bo kocham spędzać czas z oseskami i mogłabym nie wychodzić z porodówki. Potem powoli wstępują w nie małe diabełki i każdego dnia przez dom przechodzi szczeniaczkowy tajfun. Opieka nad małymi charcikami włoskimi z dnia na dzień jest wtedy coraz bardziej absorbująca.
