Puppy joga – cała prawda

puppy joga

Puppy joga – „tortura dla zwierząt”, „wypożyczanie szczeniaczków”, „działanie wbrew potrzebom psa”, „wykorzystywanie zwierząt do pracy na potrzeby rozrywki człowieka”. „Psie maluchy, które przymierają z pragnienia lub głodu, przegrzane (lub wychłodzone), nie dźwigają ciężaru stresu”. „W swojej szczenięcej uległości stawiają czoła ludzkim zachciankom – rodem zza oceanu, skąd przychodzą zazwyczaj takie głupie pomysły”.

W ostatnich tygodniach coraz częściej spotykaliśmy się w internecie z takimi opiniami o puppy jodze, a nawet o zgrozo z porównywaniem puppy jogi do męczenia zwierząt w cyrku! I mimo, że kilka razy zdarzyło nam się odmówić wzięcia udziału, to zboczeni zawodowo (z wykształcenia jesteśmy dziennikarzami i dwie dekady swojego życia spędziliśmy w mediach), postanowiliśmy sprawdzić na własnej skórze, co to jest ta puppy joga.

Nie wyobrażam sobie bandy szczeniąt, która zaczyna nagle srać synchronicznie na te piękne maty.

Szczenię ma się zdrowo rozwijać, socjalizować i budować więź z opiekunem, a nie zabawiać gawiedź.

Ludziom to już się całkiem klepki poprzesuwały po tej pandemii. Kolejna sprawa: jak szczenię w wieku 10-12 tyg. ma być po pełnej kwarantannie? Niech Maluch draśnie pańcię ząbkiem i krewka poleci. Kto weźmie odpowiedzialność za brak szczepienia przeciwko wściekliźnie?

Rety, czego to ludzie nie wymyślą, im więcej udziwnień, tym lepiej. Dla mnie to głupie.

Proponuję, żeby chętni przyszli się pogimnastykować przy sprzątaniu kojca, to będzie prawdziwa i realna gimnastyka, z dodatkowymi emocjami, wdepnę, nie wdepnę.

Nie rozumiem po co w trakcie jogi szczeniaczki? Kto choć raz ćwiczył jogę, ten mnie rozumie. Swoich szczeniąt nigdy bym nie naraziła na tego typu stres.

Sorry, ale to jest rozrywka dla kretynów.

To pomysł bezmyślnych lemingów, kretynów, pozbawionych podstawowej wiedzy i zdolności do myślenia. Dla siebie, dla kasy i dla zabawy równie głupich uczestników.

Taki obraz puppy jogi, czyli połączenia jogi (wywodzącego się ze starożytnych Indii sposobu na ćwiczenia fizyczne) z uproszczoną formą dogoterapii, maluje się, gdy spojrzeć na te, przytoczone wyżej, histeryczne i dość przykre komentarze z grup poświęconych kynologii (a to zaledwie jakiś ułamek z nich). Z szacunku dla naszych Czytelników poprawiliśmy pisownię.

Pozytywnych głosów jest też oczywiście cała masa, ale zwykle zagłuszane są przez te drugie. Bo – z czym w pełni się zgadzamy, chodzi przecież o dobro zwierząt. Co więcej, są to oczywiście komentarze osób, które zapewne nigdy na podobnych zajęciach nie były, a ich kategoryczne wypowiedzi (niektóre zresztą przezabawne, jak to dotyczące szczepienia przeciwko wściekliźnie) bez rzetelnego rozeznania i wiedzy, zapaliły nam lampkę ostrzegawczą. O takich komentatorach zwykle żartujemy w domu, że siedzą w piwnicy, a swoje psy trzymają piętro niżej – bo zawsze do wszystkiego są nastawieni negatywnie i w każdym temacie są oczywiście ekspertami. Jest cała rzesza hodowców, którzy nie robią ze swoimi szczeniętami NIC. Przez 8 tygodni, bez absolutnie żadnej socjalizacji trzymają je w kojcu i jak najszybciej wypuszczają do nowych domów. I owszem – takie szczenięta nie odnalazłby się na podobnych zajęciach, a wręcz mogłyby przeżyć niewyobrażalną traumę (TUTAJ więcej o socjalizacji szczeniąt).

Dlatego na ostatnie zaproszenie do puppy jogi od 4 łapy na macie, zareagowaliśmy wręcz z entuzjazmem małego dziecka i nie mogliśmy się doczekać na niedzielę, gdy na własne oczy mieliśmy się wreszcie przekonać o co tu w ogóle chodzi? Wbrew zasadzie „nie znam się, to się wypowiem”, postanowiliśmy nabrać prawa do rozsądzenia, czym jest ta, coraz bardziej popularna „puppy joga” i ile jest prawdy w tych wszystkich opowieściach o braku etyki, psiej krzywdzie i ludzkiej bezwzględności. Pierwsza wizyta za nami.

Charciki na matach

Około dwustumetrowa sala gimnastyczna, na wysokim parterze jednej z kamienic w ścisłym centrum Warszawy. Aż dziwne, jakim cudem ktoś zmieścił taką przestrzeń w – jak by nie było – ciasnej zabudowie? Typowe drabinki przy ścianach, typowy parkiet, trochę mniej typowe lustra na ścianie, spotykane raczej w salach do tańca. Brakuje tylko typowego echa i charakterystycznego zapachu gumy, wtartej dziesiątkami par trampek w podłogę. A może to był zapach piłek do kosza? W każdym razie tak pamiętamy sale gimnastyczne z dzieciństwa.

W progu witają nas uśmiechnięte twarze ludzi gotowych pomóc dostać się do środka (choćby wnieść wózek z czterema charcikami na pokładzie). Wszyscy serdeczni i pełni energii do działania. Po chwili maluchy biegały już luzem po sali, a pojechali: czteromiesięczni bracia z miotu A-2: (Antidote a Malbec i Arctique Oxygene) oraz dwumiesięczne rodzeństwo z miotu D-2 (Disco Biscuit z siostrą Da’ Bomb). To, co było zaskakujące, to że po standardowym „patrolu”, czyli pobieżnym sprawdzeniu kątów, maluchy natychmiast zaczęły aktywnie korzystać z przestrzeni. Było szarpanie rozłożonych mat, wywlekanie pochowanych akcesoriów treningowych, czy grzebanie w rzuconych w kąt plecakach. Było też trochę przeglądania się w wielkich lustrach, ale prawdziwa zabawa ruszyła dopiero, jak na salę weszli uczestnicy i wtedy zaczęła się prawdziwa puppy joga.

Rozpoczęły się ćwiczenia ciała i umysłu. Joga to – przynajmniej okiem laika – pewien system pozycji, ułożeń ciała. Pod okiem doświadczonego prowadzącego, uczestnicy przyjmują określone pozy, niektóre z nich wymagają pochylenia, niektóre wręcz położenia się, czy ukłonu. Nikomu, kto choć raz widział szczenię charcika „w akcji”, nie trzeba raczej tłumaczyć co się stało, jak czworonożne dzieciaki nagle ujrzały grupę kucających, czy rozkładających ręce ludzi. Wtedy zaczął się szturm. Głównie na włosy. Charciki włoskie uwielbiają wszystko co puchate, więc wzięły sobie za cel psucie fryzur, wyciąganie spinek, szarpanie nogawek, kradzieże skarpetek i innych przedmiotów. Nie zabrakło też szczypania pięt, łaskotania kolan, wkładania nosa tam gdzie nie trzeba, skakania po plecach i kąsania palców. A jak któremuś udało się zwędzić papierową chusteczkę, albo lepiej: kawałek ręcznika papierowego, to ruszyła znana każdemu właścicielowi charcika – produkcja konfetti.

Skupione na ćwiczeniach osoby chwilami chichotały, przyjmowały mokre całusy i korzystały z każdej okazji żeby tulić ciepłe, żwawe ciałka charcików. Błogość, jaka malowała się na buziach uczestników zajęć, miłość do naszych szczeniąt, autentyczne emocje z delikatnością i ukojeniem, były wręcz wzruszające. Co jeszcze może być milszego, niż patrzenie na aktywność, odwagę i pewność siebie naszych charcich maluchów, dających nieznajomym ludziom widoczną, niewyreżyserowaną radość? Czy może być coś jeszcze lepszego, niż widok własnych szczeniąt, wywołujących spontaniczny śmiech i gesty dobroci? No nie może. Taka straszna ta puppy joga.

Największe zarzuty wobec puppy jogi

Przedmiotowe traktowanie psów – głównym zarzutem wobec tej aktywności jest fakt, że traktuje ona szczenięta, jak „rekwizyty”, „atrakcję”, co ma pozbawiać je autonomicznych wyborów i powodować stres. W oświadczeniu jednej ze szkół czytamy: „niemoralne i nieetyczne jest wykorzystywanie szczeniąt jako zabawek uatrakcyjniających zajęcia jogi”. Dobrostan szczeniąt jest naszym priorytetem i nigdy bezmyślnie nie narazilibyśmy maluchów na krzywdę. Podczas zajęć nikt do nich nawet nie cmokał, czy ich nie wołał. Szczenięta robiły to, co chciały, to co zwykle robią w domu, czyli szarpanie się, przepychanki, złodziejstwo i wchodzenie nam na głowę. Oprócz obcego miejsca, nie różni się to niczym od wizyt potencjalnych właścicieli maluchów w naszym domu. Uważamy, że dużo większym stresem może być dla nich chipowanie, czy badanie serca i oczu, które wykonujemy, kiedy mają 7-8 tygodni. A jednak z jakiegoś względu to robimy.

Na pewno na puppy jogę nie zabralibyśmy charcików wycofanych, niepewnych, u których takie nowości mogłyby spowodować lęk, który zapewne jeszcze bardziej by się pogłębił. To my najlepiej znamy swoje „dzieciaki” i to my wiemy na co możemy im pozwolić, a przed czym je ustrzec. Nasze maluchy są zwykle otwarte, ciekawskie i nie przerażają ich nowości. Sala była przestronna, nie było ścisku, więc wszystkie psy czuły się swobodnie i komfortowo. Plusem jogi na pewno jest fakt, że osoby biorące udział w zajęciach nie poruszają się po sali. Są „przyklejone do mat” i skupione (lub starają się być skupione) na ćwiczeniach – jednym słowem nie stanowią – nie wiadomo jakiego – zagrożenia dla szczeniąt. Każdy hodowca, który zaprasza do domu potencjalnych właścicieli, zapewne wie, że dużo większym zagrożeniem może okazać się rodzina z dzieciakami, które biegają po domu i które trzeba monitorować 60 sekund na minutę. Niejednokrotnie zresztą nasze psy zostały niechcący nadepnięte, czy odepchnięte.

Brak dostępu do wody, pożywienia i odpoczynku – „Zmuszanie szczeniaków do udziału w zajęciach jogi może prowadzić do pozbawiania ich koniecznego na tym etapie rozwoju dostępu do snu np. gdy w trakcie zajęć zmęczone ich przebiegiem psy chcą zregenerować siły, a są na siłę podnoszone i z powrotem przenoszone w pobliże mat do ćwiczeń, tulone i głaskane”.

Przeciwnicy puppy jogi zwracają zwykle uwagę na fakt, że szczenięta nie mają odpowiedniego miejsca do spania, jedzenia i biegania (haha) i że w trakcie zajęć jogi mogą nie mieć możliwości zaspokojenia tych podstawowych potrzeb. Uspokajamy ponownie: nasze szczenięta będąc w domu potrafią spać i na twardej podłodze i na tarasie – na zajęciach miały legowisko i miejsce z kocykami, gdzie mogły się położyć i z czego chętnie korzystały, kiedy się zmęczyły. Nikt ich nie budził, żeby robić z nich atrakcję. Trudno mi sobie nawet wyobrazić, żeby ktoś na siłę maltretował śpiącego szczeniaka.

„Zastrzeżenia budzi również często niezwykle młody wiek szczeniąt wykorzystywanych do zajęć jogi oraz wysoka częstotliwość zajęć, w których biorą one udział, które powodują, iż na wiele godzin odrywane są od matki w okresie, w którym ich naturalny rozwój wymaga jeszcze karmienia przez matkę”.

W tym przypadku, ewidentnie o opiece nad szczeniętami wypowiada się ktoś, kto zupełnie nie ma o tym pojęcia. Uspokajamy – nasze szczenięta nie są karmione przez matkę od 7. tygodnia życia. Już dwa tygodnie wcześniej, stopniowo wprowadzamy stałe posiłki, aby nasze maluchy nauczyły się samodzielnego jedzenia. W ósmym tygodniu życia suka jest już zwykle „zasuszona” i nie ma pokarmu, zresztą mleko w tym okresie rozwoju, jest już dla szczeniąt bezwartościowe.

Zajęcia (dwie grupy) trwały w sumie dwie godziny, więc szczenięta nie miały potrzeby spożywania posiłku. Zjadły rano i i zjadły po powrocie do domu – żaden charcik nie umarł z głodu. Przez cały czas dzieciaki miały dostęp do wody, a na każdą prośbę organizatorzy zapewniali dolewkę. Tutaj warto na chwilę się zatrzymać, bo w zasadzie standardowym pytaniem (w kontekście dobrostanu zwierząt) jest zwykle to, czy zwierzęta mają dostęp do wody. Poza faktem, że jest to oczywiste – pies naprawdę nie ucierpi, jak nie napije się przez dosłownie jedną godzinę. Jak ktoś już na siłę musi znaleźć sensację, to zapraszamy na wystawy psów – tam zapewne każdy wystawca poi swoje psy bez przerwy, np. podczas wielogodzinnego czekania na finały.

Niebezpieczeństwo dla zwierząt, szczenięta są narażone na stres i urazy – podobno. Może mieliśmy szczęście, a może jest to regułą – wszyscy uczestnicy zajęć byli wyjątkowo ostrożni i delikatni w stosunku do naszych szczeniąt (nie mogli oczywiście liczyć na rewanż ze strony psów). Nikt maluchów nie chwytał i nie traktował jak „zabawki”. To była rzeczywiście kwestia, o którą trochę się martwiliśmy. Dlatego organizatorzy zostali poproszeni o przekazanie na początku zajęć prośby, aby nie podnosić psów na ręce. Joga jest na tyle statyczną formą ćwiczeń, że ryzyko nadepnięcia, czy przypadkowego uderzenia psa, w zasadzie nie istnieje. Poza tym osoby, które biorą udział w takich zajęciach doskonale przecież zdają sobie sprawę, że wokół nich biegają delikatne ciałka. Jak zachowują się ludzie i nasze szczenięta na zajęciach jogi można sprawdzić w wyróżnionych stories na naszym instagramie.

„Zajęcia jogi z szczeniakami mogą być stresujące dla zwierząt, które nie rozumieją, co się dzieje” – no i tutaj wkrada się pewna niekonsekwencja, czy w takim razie dziesięciotygodniowe szczenięta są pozbawione rozumu, nie ogarniają rzeczywistości, czy jak mówią przeciwnicy, pozbawia się je samodzielnych wyborów, czyli jednak ten rozum mają?

Narażenie na choroby zakaźne. Dość liberalnie podchodzimy do kwarantanny i uważamy, że dziesięciotygodniowe, zdrowe szczenię w doskonałej kondycji (po dwóch szczepieniach i odrobaczeniach), może zacząć normalnie korzystać z życia – oczywiście unikając pewnych zagrożeń (jak obce psy nieznanego pochodzenia, czy „osiedlowe sikalnie”). To jest oczywiście odwieczny spór pt. socjalizacja vs kwarantanna – my jesteśmy „team socjalizacja”. Każdy uczestnik zajęć zdejmował buty i był w samych skarpetkach lub boso, czego nie można powiedzieć o każdej osobie odwiedzającej nasz dom, która czasem nawet nie pomyśli o zdjęciu butów. Sami poruszamy się po świecie i nie dezynfekujemy domu piętnaście razy dziennie. Nasze dwumiesięczne maluchy zabieramy do miasta, na plażę, gdzie choćby piją wodę ze starorzeczy Wisły i jakimś cudem wszyscy od 11 lat żyją.

Obawa dotycząca rzekomego narażenia psa na choroby zakaźne podczas puppy jogi, wydaje się więc być z lekka przegięta. W 99% hodowli, w tym wieku szczenię już dawno jest w nowym domu, który również jest pełen obcych bakterii i zarazków, czasami innych psów, kotów itd. Trzymanie szczenięcia pod kloszem, w naszej ocenie powoduje więcej szkody niż pożytku.

Korzyści majątkowe i darmowy marketing – to chyba mogła wymyślić tylko osoba, która wszystkich hodowców wrzuca do jednego wora i która sądzi, że +/- 300 zł może wynagrodzić przejazd 60 km w jedną stronę i pół niedzieli poza domem. My naprawdę mamy co robić ☺︎ A nawet jeśli te trzysta złotych mają się przyczynić temu, że maluchy dostaną np. nowe zabawki, to tym bardziej popieramy (lol). Do tego blade pojęcie o marketingu, bo duże korzyści można osiągać bez konieczności angażowania się w takie inicjatywy (które zresztą dzięki idiotycznym wypowiedziom, mają akurat dość słabą renomę w kyno-środowisku). Serio hodowca może na tym coś ugrać? Akurat w naszym przypadku nie było nawet mowy o współdziałaniu z organizatorami w tym zakresie, a problemu ze sprzedażą szczeniąt też nie mamy, aby korzystać z takich form ich promowania.

Puppy joga, to nie joga – pewnie i tak jest, nie sprzeczamy się – o jodze wiemy mało. Ciężko wykonywać wszystkie ćwiczenia, kiedy charci podlotek próbuje oskalpować Twoją głowę. Nikt nikogo nie zmuszał do ćwiczeń, tak samo, jak do zabaw ze szczeniętami. Ale przecież właśnie o to chodzi! Na takie zajęcia nikt nie przychodzi z pełną powagą wykonywać kwiat lotosu. Przychodzi wiedząc na co się pisze – na zaczepki, gryzienie i być może nieplanowane siuśki na macie. Obecność szczeniąt nie była dla nikogo niespodzianką, a wręcz zachętą.

Zarzutem jest również spłycanie zajęć jogi do „selfiaczków ze szczeniętami” – serio komuś to tak przeszkadza? Co niesamowite – na wieść, że przyjadą charcikowe maluchy, zorganizowała się nawet grupka właścicieli i miłośników charcików! Mega ukłony dla Was! ♥︎ Była więc okazja wymienić kilka słów o rasie.

Puppy joga okiem hodowcy

Z rozmysłem zgodziliśmy się na udział w zajęciach, kiedy nasze szczenięta były w odpowiednim wieku – oba, (różniące się wiekiem mioty) były zaszczepione minimum dwukrotnie. Dlatego świetnie się złożyło, że mamy w domu akurat szczeniaki wyjątkowo otwarte, odważne, które wspaniale radzą sobie z nowymi sytuacjami. Tak od początku staraliśmy się je wychować, a przetestowaliśmy to już wielokrotnie wcześniej, podczas przeróżnych aktywności.

To był absolutnie doskonały socjal naszych maluchów – czyli nowa sytuacja, nowe bodźce, w znakomitej większości cudownie pozytywne. Tutaj znowu przeciwnicy podnoszą kwestię, że „to całkowite przeciwieństwo ich socjalizacji, a jedynie rozrywka prowadzona pod pozorem socjalizacji, ale nie służąca psom”. Od 11 lat z ogromnym powodzeniem socjalizujemy nasze psy, na koncie mamy kilka seminariów z prawidłowej socjalizacji zwierząt, wprowadziliśmy swoje autorskie pomysły dla jeszcze lepszych rezultatów, a szczenięta z naszej hodowli uchodzą za najodważniejsze i najbardziej otwarte wsród charcików z innych hodowli w Polsce, a może i w Europie. Socjalizacja to nic innego, jak proces zapoznawania szczenięcia z nowymi rzeczami (osobami, psami, miejscami, czy dźwiękami), dzięki któremu przyzwyczai się do ludzkiego świata, w którym przyjdzie mu żyć i dzięki któremu będzie pewniejszy siebie w dorosłości. Nasze szczenięta od urodzenia uwielbiają ludzi, są ciekawe nowych sytuacji i owszem – pewnie nie jest to dla nich sytuacja naturalna, pytanie, czy jeżdżenie metrem jest, czy wizyta u okulisty jest, czy zabieranie psa do pracy jest… Po 38 miotach, mamy to już przetestowane, że im więcej szczenię zobaczy, doświadczy i przeżyje w tym wieku, tym będzie mu łatwiej w dorosłym życiu.

Na co dzień bardzo trudno byłoby nam znaleźć miejsce, czy umożliwić maluchom poznanie takich nowych, zamkniętych przestrzeni. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy dwumiesięcznego szczeniaka nie zabrał na wystawę lub na wystawie nie wydał malucha nowym właścicielom (żeby była jasność – my tak nie robimy). To nie był dla biednego szczeniaczka stres? ッ Zupełnie nie znajdujemy odpowiedzi, gdzie te biedne, umęczone maluchy, które podczas puppy jogi „muszą być zabawkami”, dla spragnionych atrakcji osób. Tu było wręcz odwrotnie – to charciki opanowały salę do ćwiczeń, a ci wszyscy biedni ludzie musieli poddać się ich zachciankom. Być może ta rasa, te małe diabełki tak mocno nastawione na człowieka są właśnie stworzone do takich aktywności? Kto wie.

Puppy joga to na pewno doskonała szansa na popularyzację rasy i kynologii w ogóle, okazja do spotkania ludzi z hodowcami, okazja dla ludzi, żeby poprzebywać ze szczeniętami, czego przecież nie każdy w życiu ma możliwość doświadczyć. A było naprawdę wzruszająco. Gdy w tych wzruszających momentach człowiek przypominał sobie, z jakimi opiniami na temat puppy jogi spoytkał się przed wzięciem udziału w tym spotkaniu, to nachodziła nas ochota na nieprzerwany facepalm. Niestety, nie brakuje na świecie ludzi, którzy bogacą się kosztem zwierząt, ale naprawdę nie trzeba do tego puppy jogi. Są hodowcy, którzy trzymają psy we wspomnianych wcześniej piwnicach, produkują szczenięta najmniejszym kosztem, czy miksują popularne rasy. Są też nieuczciwi sędziowie (nie tylko kynologiczni), a oszustów i drani znajdzie się w każdej dziedzinie życia. Oczywiste jest to, że patologie zdarzają się wszędzie, ale jeśli na swojej drodze spotkają się odpowiedzialni hodowcy i ogarnięci organizatorzy, to może z tego wyniknąć tylko coś dobrego.

Podsumowując: czy woda była dostępna dla piesków? Tak, cały czas. Czy ktoś zmuszał psy do czegokolwiek? Spróbowałby! Po około 40 minutach niepohamowanych szaleństw, charciki padły na swoich kocykach i nikt im nie przeszkadzał. Po kwadransie odespane, wróciły do działania, a my zachwyceni widokiem dziarskich przemarszów między ćwiczącymi, znów chwyciliśmy za aparat. Prawie każde kliknięcie migawki owocowało pamiątką. A to szarpany pukiel włosów, a to desant na czyjeś plecy, trochę buszowania po torebkach, trochę złodziejstwa i braterskich pojedynków o skradzione fanty. Taką to zrobiły sobie dzieciaki frajdę. A przy okazji nam, uczestnikom i prowadzącym. Żaden szczeniak nie ucierpiał (czego nie można powiedzieć o fryzurach) i żaden szczeniak ani razu się nie „zesrał” (czego zapewne nie będzie można powiedzieć o internetowych ekspertach po lekturze tego tekstu).

Edit [7 grudnia 2023] – kontynuacja tematu tutaj.