Testy skalera i nowej pasty do zębów

Pod koniec września premierę miała nowa pasta do zębów dla psów od AIO Nature, którą mieliśmy okazję testować kilka tygodni. A że przy dwucyfrowej liczbie charcików w naszym domu, przez lata wypróbowaliśmy co najmniej kilkanaście różnych past dla psów, to możemy już w sumie co nieco o czyszczeniu charcikowej paszczy powiedzieć.

Charciki włoskie mają to do siebie, że kamień wyjątkowo szybko pojawia się na ich zębach. Dosłownie – wystarczy kilka miesięcy. Pisaliśmy już kiedyś zresztą szerzej o tym temacie. Nie będziemy oszukiwać, my nie szczotkujemy naszym psom zębów codziennie, ani nawet co drugi dzień, a zaledwie raz lub dwa w tygodniu + zawsze wtedy, kiedy obcinamy pazury – czyli wychodzi 2, 3 razy na 10 dni. Dlatego u nas sprawdzają się mocno ścierające pasty, a raz na dwa/trzy miesiące całe stado ma przeprowadzony dentystyczny przegląd z mechanicznym ściąganiem kamienia skalerem ręcznym.

Co można powiedzieć o paście AIO?

Na pewno to, że działa i to mega. Mam wrażenie, że jest dość mocno ścierająca, chyba nawet bardziej niż stosowany przez nas do tej pory, od lat Stoma-Żel. Nie chcę tu wypisywać całej litanii zalet, o jakiej pisze producent, bo można to znaleźć na stronie produktu na aionature.com. Warto jednak wspomnieć, że jest to pasta do zębów w 100% oparta na naturalnych składnikach, a za jej składem stoi podobno jakaś kosmiczna technologia – i mówię to zupełnie serio.

Jest to pasta mechaniczno-enzymatyczna, a co to oznacza? No nic innego, że nie dość, że mechanicznie ściera osad i poleruje szkliwo, to w dodatku zawarte w niej enzymy rozkładają pozostające na zębach substancje organiczne. Mamy więc dwa w jednym. Teoretycznie można ją w zasadzie tylko nałożyć na zęby, choć osobiście jestem akurat fanką porządnego czyszczenia i nie chcę sprawdzać, czy wystarczy samo jej nakładanie. Pasta użyta po wykorzystaniu skalera, który zawsze jednak trochę podrażnia dziąsła, bardzo fajnie łagodzi te mikro-skaleczenia. Nie mogę nie wspomnieć o tym, że pasta smakuje przepysznie – mogłabym spokojnie posmarować sobie nią kanapkę zamiast Nutelli, a pies po wyczyszczeniu zębów pachnie tak, że ma się go ochotę po nich dosłownie wycałować, o inhalacji nie wspominając.

Płyn do higieny jamy ustnej i bambusowa szczoteczka

Ale to nie koniec rewelacji – AIO razem z pastą wypuściło na rynek płyn do higieny jamy ustnej, który ma za zadanie zmniejszać podatność na powstawanie i odkładanie się na powierzchni zębów płytki nazębnej, która z czasem zamienia się w kamień. Olejek działa odkażająco i hamuje rozrost bakterii odpowiedzialnych za powstawanie stanów zapalnych – więc znowu, jest dla mnie idealny po skalerze. Płyn ma miętowy posmak, a, że ja uwielbiam czymś „wykończyć”, „zwieńczyć” to całe nasze szczotkowanie, to taki produkt idealnie wpasowuje się w moje wyobrażenie troski o charcikowe zęby. Dla mnie ma jeden drobny minus – jest to spray, ale ze względu na oleistą formułę, dość słabo atomizuje. Ja wolałabym coś w rodzaju „mgiełki”. Dlatego lepiej psiknąć go na palec i w ten sposób nałożyć na zęby. Można też podobno dodać go do wody, którą pije nasz pies.

Do tego wszystkiego (bo to jeszcze nie koniec), AIO przygotowało supermiękką, eko-szczoteczkę z miliardami włókien, która nie kaleczy psich dziąseł. Rzeczywiście jest mięciutenieczka, najmiękciejsza, jaką przyszło mi trzymać w ręku. Ja akurat lubię zęby naprawdę porządnie wyszorować, więc przy tylu charcikowych paszczękach lepiej mi się sprawdza szczoteczka o stopień twardsza. Ta natomiast idealnie sprawdzi się już dla szczeniąt, psich seniorów i do rzeczywiście częstego szczotkowania zębów, dzięki czemu unikniemy podrażnień dziąseł. A to wszystko o czym tu piszemy przetestowaliśmy i na sobie, i na własnych psach, a wymienione produkty możecie naprawdę niedrogo kupić razem w zestawie, bez rozmieniania się na drobne. Naprawdę warto.

Hitowy skaler utradźwiękowy

A na koniec, korzystając z tematu charcikowej, zębowej higieny – współtwórca AIO podesłał mi kiedyś właśnie to urządzenie w celu przetestowania go na własnych charcikach. Nie chodzi tu o polecanie żadnego, konkretnego modelu, bo skalerów w internecie jest więcej niż charcików w gminie Magnuszew i każdy jeden pewnie dobrze się sprawdzi. Do tej pory (o czym też już zresztą pisałam kiedyś na stronie), zęby czyściłam zwykłymi metalowymi skalerami ręcznymi, kupionymi za kilkanaście złotych w sklepach oferujących produkty medyczne. Trzeba się było jednak trochę przy tym „namachać”, a przede wszystkim włożyć siłę w skrobanie zęba – co dla psa też nie było przecież jakieś superkomfortowe.

Ultradźwięki to jednak niewątpliwie przełom w naszej dotychczasowej rutynie. Urządzenie pięknie rozbija kamień, a czyszczenie jest o niebo łatwiejsze, szybsze i przyjemniejsze – jednym słowem jest mega „satisfying”. Filmik z tej naszej ultradźwiękowej zabawy znajdziecie na naszym insta w dzisiejszych stories, a potem w wyróżnionych o nazwie „TIPS”. Największą wadą tego urządzenia jest przedziwny, metaliczny odgłos jaki wydaje po zetknięciu z zębem i byłam pewna, że to będzie największa przeszkoda. Okazuje się jednak, że naszym psom wydaje się to zupełnie nie przeszkadzać. Tu pewnie dużo będzie zależało od wrażliwości konkretnego charcika. Z plusów – tym skalerem nie da się psu zrobić krzywdy – zanim zresztą przystąpiłam do jakiegokolwiek działania przy charcikach, przetestowałam go najpierw na własnym ciele.

Jeśli jesteście ciekawi ile trwało doprowadzenie zębów Danuszy (zdjęcie poniżej) do porządku, przy pomocy skalera, pasty i płynu od AIO, to koniecznie zajrzyjcie na nasz instagram. I naprawdę warto swojego charcika od małego uczyć tych wszystkich „nieprzyjemności”, bo to bardzo procentuje w przyszłości.