15 maja – ponad dwa tygodnie temu, na świat przyszedł miot A-3. Trójka zdrowych, silnych i wyjątkowo żarłocznych braci. To synkowie Hermeski i Rania, czyli duetu, który już raz pokazał, że potrafi robić rzeczy dobrze (patrz: miot G-2). Powtórzyliśmy to połączenie nie z przypadku, tylko z premedytacją, bo jak coś działa bardzo dobrze, to szkoda to zmieniać. Ona – z mocnym temperamentem, bardzo towarzyska, zawsze wesoła. Suczka mocniejsza, bardzo proporcjonalna, ze świetnym pigmentem. On – jak z włoskiego katalogu: sylwetka, klasa, ruch i elegancja.
A maluchy? One robią dokładnie to, co przystało na ten etap życia: jedzą, śpią i znowu jedzą. Są idealnie odchowane – pulchniutkie i energiczne. Lada moment otworzą oczka i wtedy się zacznie prawdziwa zabawa. Hermes spełnia się w roli mamy znakomicie, większość dnia spędza rozłożona na plecach, z czterema łapami w górze, na totalnym chillu, z otwartym dostępem do całego mlecznego baru.

Tym razem postawiliśmy na krótkie, dźwięczne imiona z przymrużeniem oka. W kolejności narodzin: pierwszy chłopak, w cudownym, beżowym odcieniu „nude”, taka jasna kawa z mlekiem, z przewagą mleka – Au’Lait. Drugi, to jaśniutki niczym chmurka A’choo, a na koniec czarny chłopak, który już od pierwszych sekund miał coś do powiedzenia – A’haa.



