Weekendowy socjal maluchów

Oj ten weekend był wyjątkowo intensywny dla naszych dzieciaków z miotu D-2, których została w naszym domu jeszcze dwójka. W sobotę mieliśmy rodzinne spotkanie, a jak to zwykle u nas bywa – na takie wyjścia zawsze staramy się zabrać szczenięta. Cel – socjalizacja, zapoznanie nowego terenu, osób, innych psów, a w tym przypadku nawet kotów. Da’ Bomb i Disco Biscuit weszli jak do siebie i w doskonałych humorach, z merdającymi ogonkami eksplorowali cały dom i ogród, a „ciocie” i „wujkowie” wyprzytulali je za wszystkie czasy. Kiedy już się zmęczyli, sami znaleźli sobie miejsce na odpoczynek.

Niedzielę natomiast spędziliśmy z naszymi przyjaciółmi m.in na dożynkach w Kozienicach, gdzie pojechaliśmy, żeby pobuszować po stoiskach z regionalnymi przysmakami – oczywiście z maluchami. To była świetna okazja, aby poprzebywać w tłumie, wśród dzieciaków chętnych na wygłaskanie szczeniąt, przy głośnej muzyce i nowych zapachach. To wszystko oczywiście nie zrobiło na czarnuszkach najmniejszego wrażenia. Takie wyjścia są dla nas bardzo ważne, bo pewnych zachowań nie da się zaobserwować u szczeniąt „na własnym podwórku”, gdzie wychowują się od urodzenia.

Jestem nieskończenie dumna z tego miotu – dwie dziewczynki, które już od tygodnia mieszkają w nowych domach, radzą sobie znakomicie. Cała czwórka to od początku były takie kochane, mądre iskierki. Tę mądrość zapewne odziedziczyły po swojej mamie Bombie, a całości dopełnił ojciec Coco, który daje nam wspaniałe pod kątem temperamentów szczenięta (i nie tylko ofc). Dzieciaki D-2 nie są jakoś przesadnie szalone, nie biegają bez sensu po domu i nie psocą, jak to na małego charcika przystało. Są bardzo rezolutne, cierpliwe (cudownie pozują do zdjęć) i nad wyraz opanowane – śmiejemy się, że to takie „stare szczenięta”, które zachowują się momentami jak dojrzałe psy, mimo, że ledwie skończyły drugi miesiąc życia.