Weronika Młodożeniec

mgyar agar

Na kolejny ogień Weronika – właścicielka whippeta i charta węgierskiego, założycielka hodowli Perphenazinum. Jako, jedna z pierwszych odpowiedziała na moją prośbę, za co dziękuję. Myślę, że dobrze będzie wrócić do tych rozmów za kilka lat, poczytać i podumać.

Jak się zaczęła Twoja przygoda z chartami i dlaczego akurat one?

Zacznę banalnie czyli – w moim domu od zawsze były psy. Jednak przez wiele lat były to lhasa apso, które moja mama przez prawie 20 lat hodowała. Pewnego dnia jednak pojawiła się u nas adoptowana

weteranka rasy chart afgański. W dniu kiedy przybyła do naszego domu, moje serce zabiło mocniej, zakochałam się totalnie, a jej charcia natura skradła moje serce. To był ten moment, w którym zaczęło mocniej bić w stronę chartów. I tak pojawiło się dziecięce marzenie o charcie, które następnie przerodziło się w największe marzenie jako osoby dorosłej. Dlaczego charty? Są dwie rzeczy, które mnie w nich urzekają. Ich uroda – piękna, elegancka sylwetka, harmonijne linie, które płynnie przechodzą jedna w drugą i ta ich niewymuszona dostojność. I ich niezależna natura – może to dlatego, że sama należę do osób dość niezależnych? Uwielbiam w nich to, że mimo miłości do swojego człowieka, nie da się ich całkowicie podporządkować jak owczarków. Uwielbiam patrzeć, gdy puszczone wolno w polu, łapią wiatr w nos i oddają się dzikim gonitwom. Kocham widzieć je szczęśliwe, kiedy są wolne, kiedy nie ogranicza ich żadna smycz, czy linka, kiedy mogą włączyć szósty bieg i robić to, co kochają najbardziej – biegać jak dziki mustang w dolinie, niczym nieskrępowane. A mimo tej niezależności uwielbiam gdy kontrolują, czy „stado” się zgadza, również to ludzkie.

A jak weszłaś „w posiadanie” pierwszego charta?

Moim pierwszym marzeniem był afgan, jednak będąc świadoma jaką ścieżkę kariery zawodowej chcę obrać, wiedziałam że nie będę miała czasu na pielęgnację włosa. Zaraz za afganem moim marzeniem

był whippet – podobały mi się ich otwarte, przyjacielskie charaktery i to, że mimo wszystko były dość kompaktowe (niestety mieszkam w bloku, co przy następnym charcie wcale nie było dla mnie przeszkodą). Miałam plan na importowanego samca, jednak wiadomo jak to w życiu bywa – plany lubią się zmieniać. Cztery lata temu, pewnego dnia dostałam informację od znajomej, że jej siostra ma 3,5-miesięczną suczkę whippeta, którą chce oddać. Powody oddania totalnie dla mnie niezrozumiałe, ale aż szkoda drążyć. Suczkę przywieźli mi w ciągu dwóch godzin od telefonu – i tak pojawiła się w domu moja pierwsza, własna whippetka – Shanti.

Czy whippet spełnił Twoje marzenia o charcie? I jak trafiłaś na Magyar Agár – charta węgierskiego, co pchnęło Cię, do posiadania tak rzadkiej rasy charta?

Kocham moją Shanti nad życie, jest jednym z najcudowniejszych psów jakie miałam. Jednak przyznam

szczerze, że posiadając whippeta miałam lekki niedosyt jeśli chodzi o posiadanie charta. Czegoś mi brakowało, ciężko mi to określić, ale było coś takiego. Kiedyś Magyar Agár pojawił mi się na Facebooku i wtedy ta rasa przyciągnęła moją uwagę. Zaczęłam szukać w internecie. Niestety to mało popularna rasa, nie ma o niej zbyt wiele informacji. Później udało mi się zobaczyć jedną jej przedstawicielkę na wystawie i serducho mi zabiło tak mocno, jak na początku mojej przygody z chartami. Szukałam, dociekałam, nawiązywałam kontakty, aż pewnego dnia znalazłam (według mojej opinii) sukę idealną i przysięgłam sobie: „ta suka będzie matką mojej wymarzonej suki!”.
Ponad rok później tak się stało. Zdobyłam kontakt do hodowcy, po długich poszukiwaniach (wtedy jeszcze hodowca ten nie miał profilu na Facebooku) nawiązałam z nim kontakt. Pisaliśmy rok, rok byłam trzymana w niepewności. Aż pewnego dnia dostałam maila: „Droga Weroniko, będziesz idealną kandydatką na najlepszą sukę z planowanego miotu”. Popłakałam się, to był ten moment kiedy dotarło do mnie, że moje największe marzenie może się spełnić. I na szczęście tak się stało, aktualnie siedzi koło mnie i dopomina się o głaskanko. Żyję z nią już prawie 2,5 roku i muszę powiedzieć, że to jest spełnienie moich marzeń – Magyar Agár dopełnił mocno moje życie. Ma w sobie wszystkie te cechy, których poszukiwałam w psie.

To wspaniałe emocje prawda? To oczekiwanie na szczeniaka. A jak zrodziła się myśl o hodowli?

To są niesamowite emocje, szczególnie kiedy już jedzie się po tego wymarzonego malucha.

Myśl o hodowli chyba była wpisana w moje geny. Jak wspomniałam wcześniej, mama hodowała psy przez prawie 20 lat. Od dziecka brałam czynny udział (na ile mój wiek pozwalał) w mamy hodowlanych poczynaniach. Będąc przedszkolakiem potrafiłam zrobić sobie „wagary”, bo nasza sunia rodziła i musiałam być przy porodzie (śmiech) (do teraz rodzina się śmieje, że tak mnie fascynowały porody i ciąża, że zostałam położną). Pragnęłam być hodowcą od dziecka. Fascynował mnie dobór hodowlany, genetyka, ciąża, poród, pediatria. Okres ciąży i pobyt szczeniaków w moim domu, uważam za najwspanialszy czas. Ciągle staram się pogłębiać moją wiedzę w temacie hodowli, nawet jak nie miałam oficjalnego przydomka, to uczyłam się od starszych hodowców. I ciągle chętnie przyjmuję rady oraz konstruktywną krytykę.

Masz jakiegoś guru od którego czerpiesz wiedzę, na którym chciałabyś się wzorować?

Nie mam jednego konkretnego guru. W mojej rasie nie ma wielu hodowców, wśród nich niewielu jest stawiających na dobro rasy i zdrowie. Dlatego wiedza moja jest czerpana od kilku hodowców, których w tej rasie cenię oraz w tematach bardziej ogólnych od hodowców innych ras chartów.

Jakie są Twoje marzenia? Związane z chartami oczywiście. Jak widzisz siebie za dwadzieścia lat?

Moje największe marzenie to hodować charty węgierskie. Jestem na etapie planowanego miotu tej rasy – pierwszy w mojej hodowli, drugi w historii ZKwP. Moim marzeniem jest hodować „Węgry” tego typu, który ja uwielbiam (który jest jak najbardziej zgodny ze wzorcem) i żeby za te 20 lat (a mam nadzieję już wcześniej) ludzie spojrzeli na moje psy i powiedzieli „no kurwa, to jest piękny przedstawiciel rasy, to jest typowy pies z Perphenazinum”. Marzę o tym, żeby ludzie rozpoznawali psy wyhodowane pod moim przydomkiem, jeszcze zanim spojrzą w katalog, czy zapytają właściciela. Chart węgierski to rasa, która całkowicie mnie ujęła. Nie wyobrażam sobie już życia bez jej przedstawiciela. Zależy mi na hodowaniu psów przede wszystkim zdrowych, o wspaniałych charakterach, choć nie ukrywam, że chciałabym by jednocześnie były poprawne anatomicznie.

Skąd taka nazwa hodowli?

Jako że związana jestem z medycyną zawodowo, to inspiracji szukałam… właśnie w medycynie! Perphenazinum (czy jak polska nazwa: perfenazyna) jest to lek przeciwpsychotyczny i przeciwlękowy – moim zdaniem takie są charty, stąd moja nazwa hodowli.

Pomysłowo, choć nie jest to łatwa nazwa, już sobie wyobrażam jak wyczytują ją na coursingu (śmiech).

Myślę, że mniej roboty niż przydomkiem mojej Shanti – ANA Drakabygget-Almi – z tym mieli problemy (śmiech).

Rozumiem, że na dwóch chartach w Twoim domu się nie skończy?

Oczywiście, że nie! Planuję zostawić maleństwo po Aromie za rok.

Tego Ci życzę i dziękuję bardzo za rozmowę.

Też dziękuje za rozmowę, miło opowiedzieć swoją historię z chartami drugiemu miłośnikowi chartów.

Brak komentarzy

    Skomentuj