Żegnaj Merynosku

† Chartbeat Merida The Brave (25.04.2024 – 30.06.2024)

Mery przeżyła z nami ponad dwa miesiące. To były bardzo wymagające dwa miesiące, bo urodziła się jako 99 g wcześniak, a niecałe 4 tyg. później zdiagnozowano u niej przełyk olbrzymi. Robiliśmy wszystko, aby zatrzymać ją z nami jak najdłużej i naprawdę miałam ogromną nadzieję, że nam się to uda. Każdy dzień to była walka, a ona była prawdziwą fighter’ką. Nie żałuję ani jednej sekundy, czy decyzji, a przez te dwa miesiące była najmocniej kochanym charcikiem na świecie. Spała z nami w łóżku od 4. tygodnia życia – zawsze z głową wtuloną w moją szyję. Była całowana codziennie milion razy, zaznała charcikowego biegania, węszenia, gryzienia kory spod iglaków i promyczków słońca na skórze. Była bardzo dzielna, ale przegraliśmy tę nierówną walkę, kiedy w ciągu kilku godzin zachorowała na zachłystowe zapalenie płuc. To wszystko stało się bardzo szybko i mimo doskonałej opieki weterynarzy z dwóch klinik, płuca zostały zajęte w ekspresowym tempie. Przełyk olbrzymi to bardzo ciężkie schorzenie, ale czasem się udaje. Jestem zła i rozgoryczona, że akurat Tobie się Merysku nie udało.

Bardzo Cię kocham Meriniu i baaardzo mi Ciebie brakuje. Byłaś absolutnie wyjątkowym pieskiem, a dookoła nadal pełno jest Twoich rzeczy, które mi o Tobie przypominają. Serce mi totalnie pękło… Nadal czuję Twój zapach i smak zimnego noska, kiedy daję mu buziaka o poranku. Byłaś moją codzienną, wspaniałą towarzyszką, bratnią duszą. Miałam z Tobą niesamowitą więź, jakiej nie przyszło mi do tej pory mieć z żadnym innym psem. Jakież to przewrotne… Cieszę się, że byłaś, że uraczyłaś nas swoją osobowością przez te blisko dwa miesiące. Że mogliśmy Cię poznać, kochać, śmiać się z Ciebie jak szalałaś i martwić się o Ciebie, kiedy gorzej się czułaś. Tak bardzo kochałaś ludzi, tak się zawsze cieszyłaś z gości – biegłaś do nich wtedy z uszkami złożonymi do tyłu i rozdawałaś niepohamowane buziaczki. Cieszę się, że w ostatnich dniach byłaś taka aktywna – przeciskałaś się przez szczebelki bramki i latałaś po całym domu. Robiłaś kupę na bieżnię i uwielbiałaś eksplorować pralnię. Byłaś taka niefotogeniczna, bo na żywo 100 razy piękniejsza – dla mnie absolutnie najpiękniejsza. Byłaś dobrą duszyczką, która wierzę, że zjawiła się tu, żeby nas czegoś nauczyć.

Pewnie nikt w to nie uwierzy, ale przebudziłam się w środku nocy, dokładnie na dwie minuty przed telefonem z kliniki, że odchodzisz. Kiedy to piszę jest piąta rano, a Ciebie nie ma od blisko trzech godzin. Łzy jak grochy kapią na klawiaturę, bo tak żałuję, że nie mogłam być przy Tobie w tych ostatnich sekundach. Czuję się dramatycznie – jakbym Cię zdradziła, zostawiła, a przecież bardzo chciałam Cię ratować. Czuję ból w żołądku i ogromną pustkę, jakby mi się świat zawalił. Zerkam cały czas na miejsce, w którym stało Twoje pudełko, chcąc Cię zobaczyć jeszcze choć ten jeden raz. Czuję też, że pewnie mało kto zrozumie, jak to strasznie boli, bo byłaś moim totalnym oczkiem w głowie. Jak to dobrze, że robiłam Ci tyle zdjęć i filmów, które teraz przeglądam bez końca i czuję się tak okropnie winna, że nie dałam rady dłużej Cię ochronić. Wiem jednocześnie, że mi wybaczysz, bo byłaś wspaniałym, dobrym i bardzo rozumnym stworzonkiem. Nie potrafię sobie na razie poradzić z tą stratą, choć wiem, że życie musi płynąć dalej, a w domu jest tyle psów, które potrzebują naszej mobilizacji. To wszystko jest strasznie niesprawiedliwe, bo zasługiwałaś na wszystko co najlepsze i mam nadzieję, że przez ten krótki, ale intensywny czas to dostałaś. Pozostaniesz lisku w mojej głowie, sercu i myślach na zawsze. Bardzo za Toba tęsknię

O tym na co chorowała Mery napisaliśmy TUTAJ.