Przedwczoraj dzieciaki z miotu Z-3 skończyły trzeci tydzień życia. Ich oczy są otwarte już od mniej więcej tygodnia i z każdym dniem nabierają coraz więcej świadomości. Te szczenięta rozwijają się w tempie absolutnie zawrotnym – chodzą już od kilku dni, a raczej z zapałem testują, co da się zrobić z kończynami, które jeszcze niedawno służyły głównie do pełzania w kierunku mlecznego baru. Większość dnia nadal spędzają klasycznie: pod czujnym okiem mamy, w rytmie jem–śpię–rosnę.
Jest coś szczególnego w tym miocie – to wyjątkowo równa ekipa – spokojna, ale zarazem ciekawska. Już teraz radośnie podpełzają do każdej sylwetki na horyzoncie, jakby doskonale wiedziały, że życie toczy się właśnie tam, gdzie jest człowiek. I powiem szczerze: pierwszy raz od dziesięciu lat mam nadal realny problem z rozróżnieniem szczeniąt w miocie. Są niesamowicie do siebie podobne.
Z powodu ekspresowego rozwoju, postanowiliśmy powiększyć ich przestrzeń – na razie korzystają z nowego „wybiegu” dość ostrożnie. Ale spokojnie – doskonale wiemy, że to tylko cisza przed huraganem. Na przenosiny do salonu muszą jeszcze chwilę poczekać, bo na razie nie ma gdzie wcisnąć kolejnej fali małych eksploratorów. Tak będzie dopóki starsze dzieciaki nie wyprowadzą się do nowych domów i nie zrobią miejsca młodszym kuzynom.






